Biografia Wojciecha Albińskiego, to także opowieść o Afryce

Wojciech Albiński, znakomity prozaik, sam stał się bohaterem książki

Publikacja: 26.06.2012 10:21

Wojciech Albiński Botswana, rezerwat Mokolodi niedaleko Gaborone, 2006 r.

Wojciech Albiński Botswana, rezerwat Mokolodi niedaleko Gaborone, 2006 r.

Foto: Fotorzepa, Bartosz Marzec bm Bartosz Marzec

Przez wiele lat pracował jako geodeta. W latach 50. działał w środowisku młodych literatów związanych z pismem „Współczesność", a po wyjeździe z Polski kilka jego wierszy wydrukowano w paryskiej „Kulturze". Jego prawdziwy literacki debiut przypada jednak na 2003 r. Zachwycił wszystkich zbiorem opowiadań „Kalahari".

Zobacz na Empik.rp.pl

„Nasz człowiek w Botswanie" to nie tylko biografia. To także reportażowy zapis wspólnej podróży pisarza i współpracującego z „Rz" Bartosza Marca. Poznał ich ze sobą inny literat – Marek Nowakowski, który znał Albińskiego jeszcze z dzieciństwa. Znajomość dziennikarza ze starszym twórcą, początkowo grzeczna i kurtuazyjna, z czasem staje się coraz bardziej zażyła i przyjacielska.

Łączy ich wiele: fascynacja podobną literaturą, poczucie humoru oraz zamiłowanie do podróży. Marzec widzi go jako spadkobiercę przenikliwego pisarstwa Josepha Conrada i Grahama Greene'a. Nawet tytuł książki nawiązuje do „Naszego człowieka w Hawanie" Anglika.

Wojciech Albiński urodził się w 1935 r. w podwarszawskich Włochach. Był za mały na konspirację, ale okupację dobrze pamięta. Opisał ją we wspomnieniach „Achtung! Banditen!". Choć płonąca Warszawa w 1944 r. była na wyciągnięcie ręki, mieszkańcom przedmieść nic nie groziło. Skrupulatni Niemcy mieli zniszczyć tylko stolicę i wymordować jej mieszkańców. Rozkazy nie dotyczyły podmiejskiego osiedla.

Wspólnie z Albińskim Bartosz Marzec przemierza na nowo trasę jego życia – ze Starych Włoch do RPA. Pisarz wspomina, jak po ukończonych studiach geodezyjnych na Politechnice Warszawskiej wyjechał w 1960 r. na staż do Iraku. W straszliwym upale, chodząc po spękanej ziemi, czuł się jak ryba w wodzie. Podróż zaostrzyła jego apetyt na poznawanie odległych kultur.

Obydwaj jadą do Genewy, gdzie zastanawiają się, co popchnęło Albińskiego, by pewnego dnia w 1968 r. wejść do biura podróży i kupić bilet do Johannesburga. W Szwajcarii stabilizacja i rutynowa praca szybko go znudziły. Sprzykrzyły mu się codzienne spacery z narzędziami geodezyjnymi po winnicach i odświeżanie szwajcarskich map. O swoim kroku mówi: „Najważniejsze decyzje wcale nie muszą być podjęte z racjonalnych powodów".

Faktycznie, działał impulsywnie, zwłaszcza że nie spytał o zdanie żony. Wrócił na krótko do Genewy, by spakować rzeczy. W tym czasie ona spodziewała się dziecka i nie miała ochoty opuszczać Szwajcarii, którą lubiła. Nie było to z jego strony czyste zagranie. Po kilku miesiącach żona postanowiła jednak do niego dołączyć.

„Nasz człowiek w Botswanie" to także zapis najnowszej historii krajów południowej Afryki widzianej oczami człowieka z zewnątrz. Poznajemy pierwowzory postaci, dialogów i nietypowych spotkań z jego opowiadań. Pisarz wspomina spotkanie z dominikaninem Józefem Marią Bocheńskim, bohaterem „Ojca Izydora". Filozof i sowietolog, niegdyś ułan walczący w Bitwie Warszawskiej, miał jako biegły sądowy ocenić, czy kilku młodych aktywistów to komuniści (za co groziło więzienie), czy nie.

Albiński opowiada, jak wyglądał apartheid w życiu codziennym i przybliża losy Nelsona Mandeli, chroniącego kraj przed krwawą wojną domową. Ciekawość świata i otwartość wobec drugiego człowieka pozwalała mu nawiązywać przyjaźnie po przeciwnych stronach barykady. Podobnie jak w swoich opowiadaniach, na chłodno waży racje i stara się nie ulegać chwilowym emocjom.

Wielokrotnie studzi zapał Marca i z lekką ironią dowodzi, że europejski punkt widzenia bywa nietrafiony w południowoafrykańskich realiach. Choć nie jest duszą towarzystwa, ludzie do niego lgną. Cierpliwie wprowadza młodszego dziennikarza w swój świat. Oddaje z nawiązką sympatię, z którą sam się spotykał.

Całe życie ocierał się o wielką historię (okupacja niemiecka i powstanie, stalinizm, koniec kolonializmu w Afryce i apartheidu w RPA), jednak zawsze był bardziej obserwatorem niż uczestnikiem. Bywa porównywany do Coetzee'go, ale twórczość noblisty go nie zachwyca: „Jego proza wydaje mi się cokolwiek wyspekulowana, teatralna. Za mało w tym obserwacji".

Albiński nie chce zmieniać Afryki ani się do niej na siłę dopasowywać. Wie, że zawsze będzie w połowie drogi. Obcy zarówno dla jej rdzennych mieszkańców, jak i wobec polskich rodaków. Ten dystans rzutuje na jego styl literacki – oszczędny i powściągliwy, a jednocześnie oddający złożoność rzeczywistości.

Znamienna jest scena, gdy pisarz opowiada, jak starał się w Szwajcarii o pozwolenie na stały pobyt. Pytani przez urzędnika, czy byli prześladowani, Wojciech i Wanda Albińscy prostodusznie odpowiadają, że nie. Żyło im się całkiem dobrze. Urzędnik jest zaskoczony. Do tej pory spotykał się tylko z opowieściami o aresztowaniach i represjach. Pisarz zdaje sobie sprawę, że nie pasuje do stereotypu emigranta. Wyjechał ze zwykłej ciekawości świata. – Wszędzie czułem się na swoim miejscu – mówi.

– Najlepiej tu, w Afryce.

Cztery najważniejsze książki Albińskiego

- Kalahari (2003) Zbiór opowiadań, które z 68-letniego debiutanta uczyniły klasyka.

- Królestwo potrzebuje kata (2004) W tytułowym opowiadaniu trwa casting w kraju Suazi na wykonawcę wyroków śmierci (na faktach).

- Achtung! Banditen! (2009) Okupacja oczami dziecka.

- Soweto – My Love (2012) Bohaterem jest blisko dwumilionowe osiedle Johannesburga, do którego biali turyści rzadko zaglądają.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski