„Niepokój przychodzi o zmierzchu”. Biblia zamiast Disneya

Marieke Lucas Rijneveld z Holandii opowiada o nagrodzonym Bookerem w 2020 roku debiucie powieściowym, gdzie tragedia zamienia się w groteskę.

Publikacja: 12.05.2021 21:00

Marieke Lucas Rijneveld (ur. w 1992 r.) deklaruje się jako osoba niebinarna

Marieke Lucas Rijneveld (ur. w 1992 r.) deklaruje się jako osoba niebinarna

Foto: Jeroen Jumelet ANP East News

Krążą newsy, że Marieke Lucas Rijneveld mimo zdobycia międzynarodowego uznania pracuje na farmie przy krowach. To prawdziwa historia i jak każda historia – nieaktualna. Rijneveld nadal mieszka w Utrechcie, ale poświęca się już całkowicie pisaniu.

Śmierć na łyżwach

– Nie mam czasu zajmować się krowami, ale nie tracę nadziei, że jeszcze będzie okazja się do nich poprzytulać – opowiada Rijneveld „Rzeczpospolitej", a na pytanie, co wchodziło w zakres obowiązków na farmie, odpowiada krótko: czyszczenie obory z gnoju. Zajęcie fizyczne było odskocznią od siedzenia przy biurku, a praca nad debiutem trwała sześć lat. Z czasem, wraz z przybywaniem kolejnych wersji powieści, w głowie Rijneveld pojawiło się marzenie, by napisać taką książkę, dzięki której czytelnik „poczuje zapach krowiego łajna".

"Niepokój przychodzi o zmierzchu" Marieke Lucas Rijneveld przeł. Jerzy Koch, Wydawnictwo Literackie,

"Niepokój przychodzi o zmierzchu" Marieke Lucas Rijneveld przeł. Jerzy Koch, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021

Foto: Materiały prasowe

Skąd te krowy? Odpowiedź przynosi właśnie debiut Rijneveld pt. „Niepokój przychodzi o zmierzchu" wydana w Holandii w 2018 r., a która właśnie ukazała się w Polsce w przekładzie Jerzego Kocha. Bohaterką „Niepokoju..." jest Jas –  dziesięcioletnia dziewczynka nazwana w polskim przekładzie „Budrysówką” ze względu na czerwoną kurtkę, której uparcie nie chce ściągnąć i chodzi w niej o każdej porze dnia i roku. Jas dorasta na farmie. Rutyna wiejskiego życia, wyznaczana przez gospodarskie prace i wizyty w świątyni (Holenderskiego Kościoła Reformowanego), zostaje zakłócona tragedią – starszy brat Budrysówki ginie pod lodem w czasie wyścigu łyżwiarskiego.

Powieść autobiograficzna? I tak, i nie.

– Mój brat miał dwanaście lat, kiedy zginął, ja trzy, więc nasza rodzinna sytuacja była inna, ale okoliczności są podobne – wspomina.

Czerwona budrysówka to także osobiste wspomnienie Rijneveld. – Towarzyszyła mi nie tylko kurtka, ale też lęki, jakie ma Jas: że zachoruję albo umrę. Kurtka była dla mnie rodzajem płaszcza ochronnego – mówi.

Powieściowa bohaterka pogrąża się w swym wewnętrznym świecie i wraz z rodzeństwem – bratem i siostrą – podejmują kolejne próby i inicjacje („składają ofiary"), mające odczynić urok z ich „przeklętej" rodziny.

Język powieści z każdą stroną staje się coraz bardziej groteskowy – naturalizm wiejskiego życia, wszechobecność śmierci (epidemia choroby wściekłych krów trzebi stado) miesza się z dziecięcymi fantazjami i niewinnością. Kto pamięta głośną w latach 90. książkę irlandzkiego autora Patricka McCabe'a „Chłopak rzeźnika", ten zrozumie, w jakich rejonach literatury porusza się Rijneveld.

Sprzeciw dziecka wobec brutalności świata dorosłych może być tylko jeden: trzeba przestać dorastać. Znamy to choćby z „Blaszanego bębenka" Güntera Grassa. Protest Jas nie ogranicza się do tego, że nie chce ściągnąć swojej czerwonej kurtki. Ona wręcz wstrzymuje, mniej lub bardziej świadomie, swoje czynności fizjologiczne, włącznie z wypróżnianiem. Oczekiwanie na moment, kiedy Budrysówka w końcu się załatwi, staje się leitmotivem „Niepokoju..." – w swej skatologii infantylnie komicznym. A to właśnie istota groteski.

Otwarta przyszłość

Spektakularną formę powieści doceniło w 2020 r. jury International Man Booker Prize. To, które dwa lata wcześniej przyznało nagrodę „Biegunom" Olgi Tokarczuk. Język holenderskiej powieści jest niezwykły, a jednocześnie przystępny.

– Marzyło mi się, żeby mógł ją przeczytać każdy z mojej rodzinnej miejscowości: sprzedawca z warzywniaka czy fryzjerka – mówi Marieke Lucas. Sama rodzina jednak odebrała powieść chłodno.

– Mamie podobała się uroda stylu, ale ojciec jej nie czytał. Dziś rozumiem jego decyzję, ale na początku było to dla mnie trudne.

Ten opór wynika stąd, że Rijneveld pochodzi z bardzo religijnego domu i nie wszystkie wybory życiowe dziecka w nim zaaprobowano. Język Biblii przesiąknął też do samej prozy – w „Niepokoju..." pełno jest błyskotliwych nawiązań do Starego Testamentu. To Biblia, a nie bajki czy kreskówki, których nie wolno oglądać w bogobojnej rodzinie, kształtuje wrażliwość dziecięcych bohaterów. Zamiast Walta Disneya jest więc Izajasz.

Problem w rodzinie pojawił się w okresie dojrzewania. Rijneveld od urodzenia była dziewczynką, ale przez lata czuła się, jakby była nie w swojej skórze, więc postanowiła zostać chłopcem. Nie zmieniła operacyjnie płci, ale wtedy pojawiło się drugie imię Lucas. Dziś deklaruje się jako osoba niebinarna, która nie dookreśla, czy jest kobietą, czy mężczyzną. Stąd problemy z zaimkami, gdy ktoś pisze o Rijneveld. „Ona" i „on" nie wchodzą w grę. Dziwactwo? Poprawność polityczna? Można się z tym nie zgadzać, ale kiedy wchodzi się na terytorium twórcy jako gość, by rozmawiać o literaturze, to trzeba te reguły uszanować.

– To było trudne dla mojej rodziny. Bali się pewnie, że stracą córkę. Natomiast przyjaciele odebrali moją decyzję dużo lepiej, pozostawili mi wolność poszukiwań. Może już zawsze pozostanę pomiędzy płciami, a może któregoś dnia stwierdzę, że jestem Lucasem. Możliwość wyboru jest największym bogactwem człowieka – podsumowuje.

Pozostała jeszcze kwestia religii. Czy dla Rijneveld chrześcijaństwo pozostało ornamentem i wspomnieniem świata, z którego się wypisała?

– Nadal jestem osobą wierzącą, ale nie bywam już w kościele i nie uważam, że to musi iść ze sobą w parze. Kontakt z Bogiem utrzymuję poprzez pisanie. Choć to inny Bóg niż w mojej młodości, nie ocenia i nie grozi.

Czy po takich turbulencjach można wspominać młodość inaczej niż pasmo traum? – Przelewając na papier swe doświadczenia, mogę sprawić, że trudne sprawy bolą mniej, a te radosne nabierają większego znaczenia – mówi Rijneveld. I dodaje na koniec, że paradoksalnie czuje się wzbogacona za sprawą wspólnoty, w której dorastała.

– Bez religii nigdy nie udałoby mi się dostrzec piękna tkwiącego w języku i w ogóle zacząć pisać.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski