Komiks Do piekła i z powrotem Franka Mullera

„Do piekła i z powrotem" to ostatni tom kultowej serii Franka Millera o życiu w Mieście Grzechu - pisze Monika Małkowska

Publikacja: 24.08.2012 09:59

Komiks Do piekła i z powrotem Franka Mullera

Foto: materiały prasowe

Sin City zasługuje na swoją nazwę. Rządzi tu bezprawie, korupcja i seksualne rozpasanie. Do walki z moralnym bagnem ruszają superbohaterowie o rozmaitej proweniencji. W finalnej, siódmej odsłonie na scenę wkracza niejaki Wallace, którego poznajemy jako... rysownika. Poza wrodzoną prawością Wallace'a napędza uczucie do doskonale zbudowanej, ciemnoskórej panny imieniem Esther. Dziewczyna ma potencjał, by zostać aktorką, lecz odrzuca drogę przez łóżko – a innej nie ma. Zdesperowana, decyduje rozstać się z życiem. Udaremnia jej to wspomniany powyżej długowłosy artysta.

Zobacz na Empik.rp.pl

Tu zaczyna się love story. Niestety, ledwie rozpoczęty romans brutalnie przerywa porwanie dziewczyny. Powód może być jeden: handel żywym towarem. Zakochany Wallace rzuca się na poszukiwania i odkrywa matactwa stróża porządku. Wtedy przystojniak uderza niczym Superman. Bo to nie żaden subtelny pięknoduch, lecz weteran wojenny, były marines. Oczywiście trafia na trop ukochanej, przy okazji udaremniając gangowi zwyrodnialców czerpanie krociowych zysków z makabrycznego procederu. Potem happy end i ucieczka pary bohaterów z Miasta Grzechu. Na zawsze.

Zdaję sobie sprawę z zasług Millera dla komiksu, jednak jego fabuły są naiwne; zwroty akcji przewidywalne, bohaterowie szeleszczą papierem. Do tego dialogi, które wydają się własnymi parodiami. Oto próbka. Wallace: „Jerry... obawiam się, że czeka nas jeszcze jedna misja. Nas dwóch przeciwko setkom. A, oczywiście, nie możemy liczyć na gliny"; Jerry: „Jestem gotów, dowódco. Chodźmy rozpętać to święte piekło".

Za to chylę czoło przed graficznymi umiejętnościami amerykańskiego mistrza. Zwinnie żongluje formą – to posługuje się cienką kreską, to buduje formę kilkoma maźnięciami grubego pędzla; porusza się między portretem realistycznym a postaciami-znakami (Wallace przypomina samuraja z mangi, skorumpowany policjant – Marlona Brando z „Dnia apokalipsy").

Lubię też sposób kadrowania Millera. Dynamiczny, pomysłowy, z błyskawicznymi zmianami  perspektyw. Prawie cała historia jest opowiedziana w czerni i bieli, lecz w kilku miejscach grafik odstępuje od tej zasady. I tak wizje naćpanego Wallace'a mają oszołamiające tęczowe barwy pasujące do  fantastycznych stworów atakujących zmysły superbohatera. Są też sekwencje uatrakcyjnione tylko jednym kolorem: zdradliwa nimfomanka kokietuje błękitem oczu i bielizny; ruda suka-szefowa gangu farbowana jest na... rudo.

Nie da się ukryć – rysownik z wyraźną frajdą tworzy wizerunki kobiet. Imponuje brawura, z jaką kształtuje ich półnagie ciała. Niemal wszystkie są młode, piękne i... bliźniaczo podobne, z przesadnie napompowanymi cyckami, tyłkami, ustami. Najwięcej punktów przyznałabym Millerowi za plansze z rozebraną Esther. Choć z sylwetki przypomina – jak inne damy – żonę marynarza, emanuje szczerym erotyzmem. Panowie, przyznajcie się – chciałoby się do takiego piekła, i to bez powrotu.

Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego
Literatura
Percival Everett „dopisał się” do książki Marka Twaina i zdobył Nagrodę Pullitzera