"Obfite piersi, pełne biodra"

Fragment powieści Mo Yana z 1996 roku w tłumaczeniu Katarzyny Kulpy dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B.

Publikacja: 11.10.2012 19:03

"Obfite piersi, pełne biodra"

Foto: materiały prasowe

O zmroku w świeżo pobielonym kościele rozpoczęło się przyjęcie weselne. Z krokwi zwisało kilkanaście świecących żarówek; w sali było jasno jak w dzień. Na dziedzińcu przed kościołem terkotała maszyna, z której tajemniczy prąd elektryczny płynął drutami do żarówek i zamieniał się w blask rozpraszający nocną ciemność i przyciągający ćmy. Ćmy wpadały na żarówki, ginęły od poparzeń i lądowały na głowach oficerów Simy Ku oraz innych ważnych osobistości wioski Dalan. Sima Ku miał na sobie wojskowy mundur; jego twarz jaśniała. Wstał zza stołu, gdzie zajmował honorowe miejsce, odchrząknął i oznajmił:

Drodzy bracia żołnierze, szlachetni panowie! Dzisiejsze wielkie przyjęcie ma uczcić zaślubiny naszego drogiego przyjaciela Babbitta i mojej młodej szwagierki Shangguan Niandi. To wspaniałe, radosne wydarzenie zasługuje na wasze oklaski!

Rozległ się gorący aplauz. Obok Simy Ku siedział młody Amerykanin Babbitt, wystrojony w biały mundur, z czerwonym kwiatem w klapie, cały w uśmiechach. Jego blond czuprynę pokrywała warstwa oleju arachidowego. Głowa mu lśniła, jak wylizana na gładko przez psy. Obok małżonka siedziała Shangguan Niandi w białej sukni z dekoltem, który obnażał górną część jej biustu. Śliniłem się, lecz wargi Ósmej Siostry pozostawały suche jak łuski cebuli. W czasie ceremonii ślubnej, jeszcze za dnia, razem z Simą Liangiem nieśliśmy długi tren sukni Szóstej Siostry, przypominający bażanci ogon. We włosach Niandi tkwiły dwie ciężkie róże; gruba warstwa pudru nie maskowała wielkiego zadowolenia, którym promieniała jej twarz. Szczęśliwa Shangguan Niandi, jakże jesteś bezwstydna! Trup Ptasiej Nieśmiertelnej jeszcze nie ostygł, a ty już wyprawiasz sobie ślub z Amerykaninem!

Byłem przygnębiony, mimo że Babbitt podarował mi ostry nóż z plastikową rączką - nic mnie nie cieszyło. Elektryczne światło to taka zdradliwa rzecz - przenika przez białą sukienkę, wystawiając czerwone brodawki na widok publiczny. Wiedziałem, że przyglądają im się wszyscy mężczyźni, nawet Sima Ku co chwila zerkał w ich stronę, a one nic sobie z tego nie robiły, tylko wierciły się i wymachiwały ogonkami. Chciałem kogoś zelżyć, lecz kogo- Skląć tego drania Babbitta - dzisiejszej nocy to on nimi zawładnie! Moja spocona dłoń zacisnęła się na rękojeści noża w kieszeni. Gdybym tak rzucił się na nią, rozciął jej sukienkę, a potem zręcznie poobcinał je u nasady- Co by się wydarzyło- Czy Sima Ku dokończyłby swoją przemowę- Czy Babbitt dalej byłby tak podekscytowany, a Shangguan Niandi taka szczęśliwa- No i musiałbym gdzieś je ukryć. Gdzie- W stogu siana- Pożarłaby je łasica. W dziurze w ścianie- Porwą je myszy. Na drzewie- Tam padłyby łupem sowy... Ktoś szturchnął mnie lekko w bok. Był to Sima Liang. Miał na sobie odświętne białe ubranie, na szyi czarną muchę. Wyglądaliśmy identycznie.

- Usiądź, wujaszku - powiedział - nikt już nie stoi oprócz ciebie.

Opadłem ciężko na ławę, usiłując sobie przypomnieć, kiedy i dlaczego wstałem. Sha Zaohua także była bardzo ładnie ubrana. W trakcie ceremonii trzymała bukiet polnych kwiatów, potem wręczyła go Shangguan Niandi. Teraz, gdy wszystkie uszy łowiły słowa Simy Ku, oczy wpatrywały się w piersi Shangguan Niandi, nosy upajały się aromatami wina i mięsa, a myśli krążyły swobodnie, Zaohua wyciągnęła swoją małą łapkę i niczym kociak kradnący jedzenie sięgnęła pazurkiem do talerza, ściągnęła kawałek mięsa, po czym udając, że wyciera nos, wepchnęła go sobie do pyszczka.

Sima Ku kontynuował przemowę. Trzymał w dłoni kieliszek wina kupionego specjalnie na tę okazję pod Wilgotną Górą. Płyn w szkle jarzył się czerwono. Ręka wcale mu się nie męczyła, choć trzymał ją w tej samej pozycji już dość długo.

- Pan Babbitt - ciągnął - przybył do nas prosto z nieba. To Niebiosa zesłały nam naszego Babbitta. Wszyscy na własne oczy wdzieli jego pokaz latania. To on zapalił elektryczne lampy, tam, nad naszymi głowami... - Pokazał w stronę żarówek wiszących na krokwi, a oczy zebranych na moment oderwały się od miękkich, czarujących, specyficznie inspirujących piersi Shangguan Niandi i podążyły za jego palcem w stronę oślepiających świateł. - To jest właśnie elektryczność, energia ukradziona Bogu Pioruna. Można powiedzieć, że nasza partyzancka jednostka, odkąd pojawił się pan Babbitt, złapała wiatr w żagle. Babbitt jest naszym Szczęśliwym Generałem. Ma głowę pełną talentów - zobaczycie, za chwilę jeszcze bardziej poszerzy nam horyzonty.

Sima Ku odwrócił się i pokazał ręką ścianę za podwyższeniem, z którego niegdyś wygłaszał kazania pastor Malloy, a potem panna Tang z Plutonu Wysadzania Mostów nawoływała do walki z Japończykami. Na ścianie wisiała płachta śnieżnobiałej tkaniny. Pociemniało mi w oczach, oślepionych ostrym światłem żarówek; spuściłem wzrok.

- Takiego geniusza - ciągnął Sima Ku - nie wypuścimy z rąk, to pewne. Gdy wygraliśmy wojnę, pan Babbitt chciał wracać do kraju, lecz my nie możemy do tego dopuścić, musimy przekonać go, by został z nami, okazując mu nasze najcieplejsze uczucia. Właśnie dlatego oddaję mu za żonę moją młodszą szwagierkę, piękniejszą od Nieśmiertelnych w Niebiosach. A teraz proponuję, byśmy wszyscy wznieśli toast za szczęście naszego pana Babbitta i panny Shangguan Niandi. Zdrowie młodej pary! Do... - goście wstali z rumorem, wznieśli kieliszki, brzęknęli, przechylili - ...dna! - Wypili.

Shangguan Niandi trzymała kieliszek w dłoni zdobnej złotą obrączką. Stuknęła nim najpierw o kieliszek Babbitta, potem Simy Ku, potem Shangguan Zhaodi. Druga Siostra niedawno rodziła i jeszcze nie wróciła do formy - na jej bladej twarzy wystąpiły niezdrowe rumieńce.

- Teraz czas, by pan młody i panna młoda wypili razem toast miłości.

Wedle wskazówek Simy Ku, Babbitt i Niandi spletli ręce, w których trzymali kieliszki, i w tej niewygodnej pozycji wypili swój toast. Przez tłum gości przetoczyła się fala entuzjazmu. Wśród okrzyków i wiwatów goście również wznosili toasty, po czym poszły w ruch pałeczki. Kilkadziesiąt ust mlaskało jednocześnie, co brzmiało niezbyt elegancko; wargi i policzki zalśniły od tłuszczu i potu.

Przy naszym stole oprócz mnie, Simy Lianga, Sha Zaohua i Ósmej Siostry posadzono jeszcze kilku nieznanych nam malców. Z wyjątkiem mnie jednego wszyscy jedli - ja tylko obserwowałem. Sha Zaohua pierwsza rzuciła pałeczki i zabrała się do jedzenia gołymi rękami. Trzymając w lewej ręce kurze udko, a w prawej świńskie kopyto, ogryzała oba przysmaki na zmianę. Zauważyłem, że dla oszczędzania sił wszystkie dzieci w czasie żucia zamykały oczy, jakby brały przykład z Ósmej Siostry. Ósma Siostra, o płonących policzkach i wargach jak różane chmury, była jeszcze piękniejsza od panny młodej. Sięgając do talerzy po jedzenie, dzieci znowu wytrzeszczały oczy. Gdy patrzyłem, jak rozszarpują zwierzęce zwłoki, zrobiło mi się ich żal.

Mama sprzeciwiała się małżeństwu Szóstej Siostry z Babbittem.

- Mamo, zachowałam w tajemnicy to, że zabiłaś babcię - powiedziała Szósta Siostra.

Matka spotulniała i nic już nie mówiła, a wyraz jej twarzy przywodził na myśl zwiędłe jesienne liście. Zaczęła ignorować ślubne plany Szóstej Siostry, co mimo wszystko niepokoiło Niandi przez dłuższy czas. Przyjęcie toczyło się normalnym trybem; wkrótce goście siedzący przy różnych stołach przestali rozmawiać między sobą, zajęli się grą w zgadywanki i piciem z najbliżej siedzącymi. Wino lało się strumieniami, wciąż wnoszono coraz to nowe dania, biało odziani kelnerzy, obładowani półmiskami, biegali truchcikiem tam i z powrotem, ogłaszając głośno nazwy potraw: „Zapraszamy, oto «lwie łebki» duszone w sosie sojowym - oto przepiórki z rusztu - zapraszamy - kurczak duszony w grzybach..."

Przy naszym stole siedzieli sami „generałowie pustych talerzy". „Prosimy, oto glazurowana gicz" - ledwie lśniąca wieprzowa nóżka wylądowała pośrodku stołu, już wyciągało się po nią kilka błyszczących od tłuszczu rączek. „Gorące!" - dzieci syknęły niczym jadowite węże, lecz nie rezygnowały, sięgnęły po raz drugi i zabrały się do odrywania kawałków mięsa. To, co upadło na stół, podnosiły i wpychały sobie do buzi. Ani chwili odpoczynku. Połykały, gulgocząc, wyciągając szyje i marszcząc brwi, z półotwartymi ustami. Wysiłek wyciskał im z wytrzeszczonych oczu maleńkie krople łez. Mięso i skóry w mgnieniu oka znikały z talerzy, na których pozostawało jedynie nieco srebrzystobiałych kości. Chwytano więc za kości, by ogryźć je pracowicie z wszelkich jadalnych tkanek. Ci, dla których już nie starczało, oblizywali palce, a ich oczy świeciły zielonkawym blaskiem. Brzuchy puchły do rozmiarów skórzanych piłek, chude nogi zwisały żałośnie z ław. Z przewodów pokarmowych ulatniały się zielonkawe pęcherzyki gazu, wydając dźwięk podobny do chrapania panter. „Prosimy - «wiewiórcza ryba» na słodkokwaśno" - tęgi kelner na krótkich nóżkach, o nalanej twarzy, wystrojony w biały frak, wniósł drewnianą tacę z ogromnym białym półmiskiem, zawierającym przyrumienioną na żółto rybę. Za nim wkroczyło kilkunastu innych, jeden wyższy od drugiego, wszyscy w identycznych białych frakach; wszyscy nieśli identyczne białe półmiski z wielkimi żółtymi rybami. Ostatni w kolejce przypominał słup wysokiego napięcia. Postawił półmisek z rybą na naszym stole i zrobił do mnie minę. Wydał mi się znajomy. Krzywe usta, jedno oko przymknięte, drugie wytrzeszczone, pomarszczony nos - gdzie ja widziałem tę twarz- Może na weselu Shangguan Pandi i Lu Lirena-

Ciało „wiewiórczej ryby" było ponacinane wzdłuż i w poprzek; nacięcia tworzyły długą, złocistą ranę, pokrytą warstwą czerwonawego kwaśnosłodkiego syropu. Pod szmaragdowozielonym szczypiorkiem kryło się białoszare oko; trójkątny ogon sterczał żałośnie poza półmisek i wciąż jakby nieznacznie się poruszał. Lśniące od tłuszczu małe szpony znów wyciągnęły się w stronę półmiska. Nie miałem ochoty znosić widoku rozszarpywanej „wiewiórczej ryby", więc odwróciłem twarz. Babbitt i Shangguan Niandi wstali od głównego stołu z długonogimi kieliszkami, pełnymi czerwonego wina, w dłoniach. Trzymając się pod rękę, zbliżyli się do naszego stołu dystyngowanym, pełnym wdzięku krokiem. Spojrzenia wszystkich kierowały się ku „wiewiórczej rybie" na słodkokwaśno - biedna ryba była już pozbawiona wierzchniej połowy ciała; pośrodku widniał sinawy kręgosłup. Jedna ze szponiastych łapek złapała go i potrząsnęła, jednym ruchem odrywając ości od dolnej części ryby. Przed każdym dzieckiem piętrzyła się bezkształtna sterta parującego rybiego mięsa. Dzieciaki przypominały drapieżne zwierzęta, które większość swojej zdobyczy zanoszą do jaskiń, by tam posilić się w spokoju. Na półmisku został już tylko ogromny rybi łeb i zgrabny delikatny ogon, połączone kręgosłupem. Śnieżnobiały obrus był cały brudny, tylko miejsce przede mną zachowało dziewiczą czystość, a pośrodku tej białej strefy stał kieliszek czerwonego wina.

- Kochani mali przyjaciele, wypijmy razem! - rzekł Babbitt serdecznie, unosząc kieliszek w naszą stronę, a jego żona uczyniła to samo.

Niektóre palce trzymała zgięte, inne wyprostowane; dłoń mojej siostry przypominała orchideę, w której środku połyskiwała złota obrączka. Wnętrze jej dekoltu jaśniało białym, porcelanowym, chłodnym blaskiem. Serce waliło mi jak szalone.

Mali goście z buziami pełnymi rybiego mięsa pośpiesznie podnieśli się zza stołu; ich policzki, nosy, a nawet czoła lśniły od tłustego oleju. Sima Liang, który siedział obok mnie, czym prędzej połknął wszystko, co miał w ustach, po czym zamaszyście wytarł twarz i ręce zwisającym rąbkiem obrusa. Moje ręce były nieskazitelnie czyste i delikatne, nawet najmniejsza plamka nie szpeciła ubrania, włosy lśniły świeżością. Mój przewód pokarmowy nigdy nie miał okazji trawić zwierzęcych zwłok, a moje szczęki nigdy nie żuły roślinnych włókien. Rząd lśniących od tłuszczu dziecięcych łapek uniósł niezgrabnie kieliszki, które brzęknęły w zderzeniu z kieliszkami młodej pary. Tylko ja jeden stałem oszołomiony, wpatrując się w piersi Shangguan Niandi. Trzymałem się oburącz krawędzi stołu, z wysiłkiem opanowując chęć rzucenia się na moją Szóstą Siostrę i ssania jej piersi.

Babbitt popatrzył na mnie ze zdumieniem.

- A ty czemu nie jesz ani nie pijesz- - spytał. - Nic nie jadłeś- Ani odrobinki-

Shangguan Niandi na chwilę zstąpiła ze swoich wyżyn i odzyskała cechy mojej Szóstej Siostry. Wolną ręką pogłaskała mnie po szyi i zwróciła się do świeżo poślubionego małżonka:

- Mój braciszek jest na wpół Nieśmiertelnym. Nie jada ludzkiego pokarmu.

Intensywny aromat wydzielany przez ciało Szóstej Siostry doprowadzał mnie do szaleństwa. Moje ręce same wyciągnęły się do niej i całkowicie wbrew mojej woli złapały ją za piersi. Jej jedwabna suknia była tak gładka i śliska... Szósta Siostra wydała przestraszony okrzyk i chlusnęła zawartością kieliszka w moją twarz. Zarumieniona po uszy, poprawiła przekręcony gorset.

- Drań! Bezwstydny łobuz! - wyklinała mnie pod nosem.

Czerwone wino spłynęło mi po twarzy; rubinowa, półprzezroczysta kotara przesłoniła oczy. Piersi Shangguan Niandi niczym czerwone, mocno nadmuchane balony zderzały się głośno ze sobą - nie przed moimi oczyma, lecz w myślach.

Babbitt poklepał mnie po głowie swoją wielką dłonią.

- Młody człowieku - mrugnął do mnie - piersi twojej matki należą do ciebie, ale piersi twojej starszej siostry to już moja własność. Mam nadzieję, że zostaniemy dobrymi kumplami.

Cofnąłem się przed jego ręką, wpatrując się nienawistnie w tę komiczną, paskudną facjatę. Bezmiar mojego cierpienia był nie do opisania. Piersi Szóstej Siostry, tak gładkie, tak miękkie, tak jędrne i kształtne, jakby wyrzeźbiono je z jadeitu, te niezrównane skarby, dzisiejszej nocy wpadną w ręce Amerykanina o rumianej, włochatej gębie. Będzie mógł je łapać, głaskać, ugniatać do woli. Białe niczym kule z mleka w proszku, te wypełnione miodem, cudowne naczynia, przysmaki niemające sobie równych w całym wszechświecie, tej nocy staną się własnością ust Amerykanina o śnieżnobiałych zębach, by mógł je gryźć, szczypać lub zgoła wyssać z nich cała wilgoć, aż pozostanie tylko blada skóra. O największą rozpacz zaś przyprawiał mnie fakt, że wszystko to stanie się z własnej, nieprzymuszonej woli mojej Szóstej Siostry. O, Shangguan Niandi, ja tylko łaskotałem cię źdźbłem trawy, a ty wymierzyłaś mi dwa bezwzględne ciosy. Dotknąłem cię, a ty chlusnęłaś mi winem w twarz. Babbitt dotyka cię i gryzie, a ty przyjmujesz to z radością! To ma być sprawiedliwość- Wy nędzne dziwki, dlaczego nie rozumiecie mojego bólu- Na całym świecie nie ma nikogo, kto tak dobrze zna, tak bardzo kocha i tak troskliwie chroni piersi kobiety jak ja. Ale dla was moje serce znaczy tyle co ośle flaki! Rozpłakałem się z rozpaczy.

Katarzyna Kulpa

oryginału:  Feng ru fei tun

Copyright © 1996 by Mo Yan

First published in China as "Feng ru fei tun" by Tsochia ch'upan she.

Englishlanguage translation copyright © 2004 Howard Goldblatt.

Abridged version edited by Howard Goldblatt.

First published in English in the United States by Arcade Publishing, Inc., New York.

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2007

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo W.A.B., 2007

Wydanie I

Warszawa 2007

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski