Historia wolności w ostatnich dziejach nie układa się więc w prostą, postępującą naprzód linię rozwojową, lecz w kolejne fale wzlotów i upadków, zwycięstw i klęsk, zdobyczy i regresów, w okresy stałej walki na różnych frontach podejmowanej przez coraz to nowe pokolenia w różnych dziedzinach życia. Croce jest jednak przekonany, że te poszczególne racje i przewagi sumują się w jednoznaczny dla przyszłości wybór idei wolności jako zasady rozwoju Europy. Koniec wieku XIX ogłasza początkiem epoki liberalnej. Brzmi to znajomo pod koniec XX wieku, gdy ogłoszono koniec historii, jakby u strój liberalny został ostatecznie urzeczywistniony i zapanował na całą przyszłość, choć stanowisko Crocego wydaje się bardziej realistyczne, bo nie wyobraża on sobie wolności jako stanu raz na zawsze zdobytego i ustalonego.
Croce był świadkiem I wojny światowej i załamania się całego rozwiniętego już porządku europejskiego, którego powstawanie z zapałem opisał w swej książce, był świadom rodzących się totalitaryzmów. Tym bardziej właśnie pozostał jednak przekonany o racjach wolności jako niewzruszonym celu i zasadzie współżycia zarówno dla jednostek, jak i społeczeństw. Nawet jeśli jest ona zagrożona, nie realizuje się lub załamuje, to pozostaje jednak ideałem rozwoju i podstawą jedności Europy, symbolem, jak sądzi, jej trwałości. "Kiedy więc słyszy się pytanie - pisze w Epilogu swego dzieła - czy wolność ma przed sobą przyszłość, trzeba odpowiadać, że ma przed sobą coś więcej: ma przed sobą wieczność".
Nic dziwnego, że na początku swej książki autor mówi o narodzinach "religii wolności" i jej zbawiennej roli w wyzwalaniu z despotyzmów i w samodzielnym tworzeniu ludzkich wspólnot. Był w tym określeniu religii wolności sens konkretny i historyczny - chodziło o wyzwolenie polityczne i społeczne - a także sens metaforyczny: wolność objawiała się jako metafizyczna niemal siła kierująca ludzkimi dziejami W sensie ścisłym ta formuła religii wolności nie dałaby się jednak w pełni utrzymać, gdyż wolność nie jest żadnym absolutem, lecz ludzką dyspozycją, stanem możliwości, wyborem działania i sądzenia. Tylko od ludzi zależy, czy będą chcieli z niej korzystać, wcielać w życie, podtrzymywać. Zbyt łatwo taka religia byłaby narażona na upadek, zważywszy choćby jej historię opisaną przez Crocego, by mogła przetrwać, a przecież wolność, przynajmniej w tym ściślejszym sensie, jest stanem - jak przekonywał autor - przyrodzonym człowiekowi. Historia ludzkości jest walką porządku i chaosu, budowania i zniszczenia, ciągłości i zerwania, pozostaje jednak w rękach ludzi, dana jest ich wolności, inaczej byłaby tylko historią niewoli. W pełni zrozumiałe jest natomiast umowne rozumienie "religii wolności" jako tak właśnie jak w XIX wieku zdeterminowanej walki z każdym zniewoleniem.
Stan wyboru
Croce zaczął pisać historię wolności w ostatnich dziejach, które kończą się (tymczasowo) na naszych oczach wyzwoleniem z ostatniego totalitaryzmu. Siła tej wolności była jawna i oczywista, dopóki ścierała się z powszechnie odczuwanym zniewoleniem. Gdy jednak wyzwolenie dokonuje się, wolność nie objawia się jako stan wieczny, zrealizowany dla nas raz na zawsze, choć takiemu złudzeniu chętnie ulegamy. Jeśli by o niej mówić tak jak Croce - to w tym znaczeniu, że jest ona stanem i wzorem idealnym, ideą przewodnią dla ludzkości, a zarazem jest konkretnym, zawsze realnym, przyrodzonym człowiekowi stanem wyboru. A jeśli jest wyborem, dokonuje się on często w warunkach niepewności, niewiedzy, chaosu aktualnego lub przyszłego, to wolność pozostaje próbą i poszukiwaniem tego, co lepsze przecież, a nie gorsze, w rezultacie jest dążeniem i wyborem dobra, a walką ze złem. Czyż bowiem, w przeciwnym razie, wolność raz zdobyta miałaby oznaczać jakiś dowolny wybór czegokolwiek, a więc i wybór zła, przemocy, fałszu, przeciw czemu, jak widzieliśmy, wolność się zbuntowała. Wolność do dobra i wolność do zła miałyby być zrównane. To jest właśnie dylemat rozwiniętego dzisiaj liberalizmu, którego Croce nie mógł znać, i jego pęknięcie, które z tej sprzeczności wynika. Klasyczny liberalizm, którego Croce jest najlepszym reprezentantem, ściera się tu z liberalizmem skrajnym, absolutnym, który zaprzecza swej istocie, gdyż kieruje wolność człowieka przeciw niemu samemu. Na szczęście absolutny liberalizm podobnie jak absolutny nihilizm nie da się po prostu zrealizować, jest tylko demoniczną pokusą absolutnego, mechanicznego, abstrakcyjnego rozumu. Jednakże przyczynia się on do niepotrzebnego zamętu i niepewności, której w dzisiejszym życiu nie brakuje, do nowego rodzaju zniewoleń i dewiacji.
Jeśli korzystanie ze zdobyczy wolności i dóbr życiowych jest w pełni naturalne, to jednak do takiego stopnia, że nie sprzeciwia się samej naturze ludzkiej jako pewnemu standardowi człowieczeństwa, samemu podmiotowi tej wolności i prawom do tegoż innych jednostek. Wolność rozumiana jako swoboda nieznająca ograniczeń, umiaru, odpowiedzialności, wolność bez świadomości różnych, nieznanych dotąd zagrożeń, a także wolność zredukowana do swobody używania, konsumpcji i materialnego tylko zaspokojenia, taka wolność staje się pustym gestem, często tylko demagogicznym hasłem - reklamowym lub politycznym - a nawet iluzoryczną obietnicą osobistego szczęścia, co w rezultacie prowadzi do zafałszowania jej istoty i zdolności właściwego jej użytkowania. Zagrożenia wolności są bowiem nie tylko zewnętrzne, polityczne lub społeczne, ale i wewnętrzne. Dziś najgroźniejsze wydaje się zniewolenie wewnętrzne, niemal utrata osobowości, dezorientacja w życiowych celach i kierunku rozwoju, wewnętrzny chaos, bezwład, poczucie lęku, wykorzenienia, pustki. Wolność w takim stanie wydaje się ironicznym wyzwaniem lub demoniczną próbą dla resztek ludzkiej godności. Tym bardziej ulega degradacji lub dewiacji, gdy wszelkie przejawy porządku, istnienie zasad, wartości, postulat autorytetów i tradycji, wydają się, jak to głoszą demagogicznie zwolennicy skrajnego liberalizmu, zamachem na wolność człowieka.