Seks i walka klasowa

"Moje lata znaczone są obecnością kobiet" - powiedział Alberto Moravia w wywiadzie-rzece udzielonym Alainowi Elkannowi

Publikacja: 28.11.2012 00:01

Seks i walka klasowa

Foto: ROL

105 lat temu, 28 listopada 1907 roku, urodził się Alberto Moravia (zmarł w 1990 r.) Tekst z archiwum tygodnika "Plus Minus"

Ta ogromna rozmiarami rozmowa ukazała się w 1990 roku, w tym samym, w którym autor "Rzymianki" zakończył swoje 83-letnie życie.

Kobietami Moravia był opętany. Będąc już mężczyzną po pięćdziesiątce, co jakiś czas miewał przygody, czasem z prostytutkami, które jednak dla niego prostytutkami nie były, ponieważ - tłumaczył: "moja wyobraźnia powieściopisarza najbanalniejszym nawet aspektom życia codziennego zdolna jest przypisać charakter szczęśliwego zdarzenia".

Wyobraźnia nie uchroniła jednak włoskiego powieściopisarza przed chorobą weneryczną, której nabawił się w Japonii, gdzie zastępując Silonego, uczestniczył w Kongresie PEN Clubu. Od płatnej miłości rozpoczynał zresztą swoje życie seksualne, gdy wypuścił się do domu publicznego z sanatorium, gdzie kurował gruźlicę kości, z którą zmagał się przez długie lata młodości.

Romansował nieustannie. Pierwszy raz zakochał się w wieku 18 lat w dwa razy od siebie starszej kobiecie, którą adorował trzy miesiące. Następnie przez całe lato szalał za 17-letnią Francuzką. Nawet hitleryzm kojarzył mu się z miłosnym zauroczeniem, gdyż swastyki ujrzał po raz pierwszy w 1933 r. , gdy pognał za swą nową wybranką do Niemiec.

Jeździł zresztą po świecie bez przerwy, w późniejszych latach korzystając z delegacji służbowych, gdyż redakcjom zależało na wywiadach przeprowadzanych przez wziętego pisarza. Alberto Moravia nie tracił czasu. W Stanach Zjednoczonych poznał np. Saula Bellowa, późniejszego noblistę, ale we wspomnieniach poświęca więcej uwagi przygodzie z czarnoskórą prostytutką, choć - kto wie, czy nie obłudnie - utrzymywał, że do niczego między nimi nie doszło. Podobnie wspaniałomyślnie zrezygnować miał z seksu z małą dziewczynką w Chinach. "Rzymianka", którą napisał w ciągu czterech miesięcy między 1946 i 1947 r. i która przyniosła mu długo oczekiwany sukces finansowy, miała swoje źródło w erotycznym epizodzie, jaki przydarzył mu się dziesięć lat wcześniej z jakąś wielkiej ponoć piękności córą Koryntu.

Stałe związki miał w życiu trzy. Z Elsą Morante, autorką "Kłamstw i czarów" przeżył 25 lat, następnie 18 lat z Dacią Maraini, też pisarką, laureatką Nagrody Formentor, wreszcie 9 lat z Carmen Liéra. On zdradzał swoje partnerki, one nie pozostawały mu dłużne. Elsa, z którą -jak twierdził - "przestał być parą około 1955 r. ", znalazła pocieszenie w ramionach Luchino Viscontiego, słynnego reżysera, który wprawdzie był homoseksualistą, "ale czasami nie był". Nawiasem mówiąc, już w drugim związku Moravii z Dacią, ich najbliższym przyjacielem był inny reżyser, zdeklarowany pederasta, Pier Paolo Pasolini, o którego makabrycznej śmierci autor "Matki i córki" opowiada z detalami.

Cóż, życie Alberta Moravii, pół-katolika i pół-żyda, nie pasuje do szkolnych podręczników literatury. Ale też warto wziąć pod uwagę fakt, że takie, a nie inne było środowisko, w jakim obracał się ten prezes Międzynarodowego PEN Clubu (w latach 1959-1962) . Przyjaźnił się np. z Montalem, którego kochanką była niejaka Mucha, żona znanego krytyka sztuki Maragoniego i ciotka Natalii Ginzburg. W 1952 r. Alberto Moravia otrzymał Nagrodę Stregi za tom swoich opowiadań zebranych. Nagroda zrekompensowała mu wcześniejsze potępienie tej książki przez papieża. Jak widać, pewne sytuacje w literaturze, a może szerzej - w kulturze, są powtarzalne.

Moravia daleki był jednak od antyklerykalizmu. Piusa XII cenił za rolę, jaką odegrał ten papież w latach faszyzmu, a jedną z pozytywnych recenzji z debiutanckich "Obojętnych" Moravii zamieścił w "Civilta Cattolica" późniejszy Paweł VI. Brat Mussoliniego - Arnald, współwłaściciel wydawnictwa Alpes, które zdecydowało się na druk tej książki (napisanej przez niespełna siedemnastolatka! ), grzmiał natomiast: "Chcielibyśmy wiedzieć, czy młodzież włoska musi czytać książki Dekobry, pełne łatwych, dekadenckich przygód, Remarque'a, który niszczy patos wojny i Moravii negującego wszelkie ludzkie wartości". Po takiej ocenie przylgnęła do późniejszego autora "Pogardy" etykieta antyfaszysty, chociaż wspominał potem: "Chciałem napisać powieść przeciw obojętności, a tymczasem dopatrzono się w niej krytyki reżymu faszystowskiego, która nie leżała w moich zamiarach".

Tak więc Alberto Moravia został antyfaszystą i moralistą w jednej osobie, ale specjalnie z tego powodu nie ucierpiał ani w okresie rządów Mussoliniego, ani Badoglia. W 1942 r. opublikował krótką powieść "Maskarada", w której można było dopatrzyć się satyry na faszyzm, ale kamuflaż realiów, a pewnie i przynależna cenzurze tępota spowodowały, że skonfiskowany został dopiero drugi nakład tej książki.

Słowo "nakład" brzmi zresztą nazbyt dumnie. Jak już zostało powiedziane, prawdziwą karierę zrobiła dopiero "Rzymianka", aza nią "Matka i córka", "Pogarda", "Konformista". Jego utwory wydawano w masowych nakładach na obu półkulach, na ekran przenosili je tak wybitni reżyserzy, jak Godard i Bertolucci. Ale na edycję "Obojętnych" 5 milionów dzisiejszych lirów musiał dać mu ojciec, a sukces książki spowodował jedynie zwrot tych pieniędzy i ani jednego lira zysku. Dosyć długo zresztą Moravia był na utrzymaniu ojca, architekta, który wypłacał mu co miesiąc około 1/ 4 pensji, rozumiejąc, że jego kulejący, nie uczęszczający do szkół, ale bardzo pragnący zostać pisarzem syn, nie będzie się zajmował zwykłą pracą. Samodzielność finansową, i to ograniczoną, twierdził Moravia, osiągnął dopiero w wieku 33 lat. A wydany w 1944 r. "Agostino", gdy Moravia miał już dobrze wyrobione nazwisko, osiągnął nakład... 500 egzemplarzy.

Urodzony w 1907 r. Moravia naprawdę nazywał się Alberto Pincherle. Jego ojciec był Żydem, pochodząca z Dalmacji katolicka rodzina matki miała podobno słowiańskie korzenie. Ale nie dlatego chyba za pierwszego swego literackiego mistrza uznał Moravia Fiodora Dostojewskiego. "Czułem się kimś z marginesu życia - powiadał - a Dostojewski był właśnie pisarzem ludzi z marginesu". Nie bez słuszności zauważał też przy okazji, że pod wpływem tego samego autora "Zbrodni i kary" André Gide napisał swoich "Fałszerzy". Obok Dostojewskiego fascynowała młodego Moravię poezja Rimbauda i surrealizm.

Po ukazaniu się "Obojętnych" ogłoszono Moravię, zdecydowanie na wyrost, prekursorem egzystencjalizmu. On sam przyznał prymat Sartre'owi, choć za większego artystę uznawał Camusa. Moravia zbliżył się raczej do neorealizmu, przyznając, że cały ten kierunek wywodził się z jednej powieści Ernesta Hemingwaya, "Pożegnania z bronią". Eseistyce autora "Konformisty" wyraźnie patronowali Freud i Marks, chociaż o swych związkach z marksizmem w wywiadzie udzielonym Alainowi Elkannowi ledwie napomykał. Ot, gdzieś wtrącał mimochodem: "Sympatyzowałem z komunistami, choć mało zajmowałem się polityką".

Jego kuzynami ze strony ojca byli zamordowani w 1937 r. przez grupę ultrasów antyfaszyści - bracia Rosselli, ale wuj od strony matki był deputowanym faszystowskim. On sam, jako dziecko, był świadkiem marszu "czarnych koszul" na Rzym: "Wielu miało strzelby myśliwskie. Wyglądali jak chłopi idący na kuropatwy. Słyszałem dwie starsze osoby, które komentowały życzliwie: 'To Włochy jutra' ".

Moravii, oczywiście, faszyzm pociągać nie mógł. Ale podobał mu się bunt tkwiący w jego początkach, podobnie jak po latach sympatyzował z kontestatorami 1968 roku, a przecież stał się jednym z przedmiotów ich ataków.

W krąg literacki wprowadził go Bontempelli kierujący wraz z Malapartem pismem "Novecento". O samym Malapartem opowiadał: "Był jednym z założycieli faszystowskich grup w Toskanii. Faszysta całą gębą! Potem okazało się, że był zawsze antyfaszystą, i może to prawda. Na froncie był z Anglikami. Powiedzmy, podświadomy antyfaszysta, jak wszyscy Włosi, którzy oficjalnie byli faszystami".

Moravia miał skłonność do lekceważenia faszystowskich wpływów, jakim podlegali Włosi, przypisując raczej swojemu narodowi głupotę i zafascynowanie osobowością Mussoliniego. Można powiedzieć - twierdził, że "w 1939 roku wielu miało nadzieję, że Włochy w ogóle do wojny nie przystąpią. W 1941, że Włochy zwyciężą. W 1942, że zwyciężą Niemcy. W 1943, że będzie się można wycofać z wojny bez większych strat, a w 1944, że zwyciężą alianci".

Za najgorszy dla siebie uważał okres między lipcem i wrześniem 1943 r. , który musiał - w obawie przed aresztowaniem - spędzić w górach, gdzie w Sant'Agata oczekiwał zwycięskich Anglików i Amerykanów. Pojechał zaraz do Neapolu, gdzie, jak twierdzi Benedetto Croce, "wypłakał mu się na piersi", biadając nad końcem Włoch. Moravia dowodził, że było dokładnie odwrotnie.

Chociaż sympatyzował z komunistami, daleki był Moravia od stalinizmu. "Stalina śmiertelnie nienawidziłem - mówił. - Nienawidziłem go bardziej niż Mussoliniego, równie silnie jak Hitlera, chociaż inaczej. Hitler był i głosił się przeciwnikiem socjalizmu, Stalin natomiast, będąc socjalistą, wyrządził socjalizmowi największą z możliwych krzywd. Wyzwoliliśmy się od Hitlera, ale od Stalina nigdy nie wyzwolimy się w zupełności".

Rewelacje Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR nie zrobiły na nim większego wrażenia. Jak twierdził, wiedzą o obozach koncentracyjnych i łagrach dysponował już w 1939 r. , utrzymując kontakty z emigrantami niemieckimi i rosyjskimi w Paryżu, a przecież rok później Alberto Mondadori po powrocie z Polski nie ukrywał też, że "tam dzieją się straszne rzeczy".

Po pobycie w Sowietach napisał Moravia mało entuzjastyczną, choć pod wieloma względami naiwną, książkę "Miesiąc w ZSRR". Ale nie zachwycał się też postawą Anglii i Francji, którym miał za złe wspomaganie faszyzmu włoskiego i hiszpańskiego, a Ameryka wydawała mu się "nieskończenie daleka". Zimną wojną był zniesmaczony; jego zdaniem, była to "wielka nuda, która trwała praktycznie aż do czasów Gorbaczowa i Reagana". Tak to widać mogło wyglądać z włoskiej perspektywy.

Ale nie tylko z włoskiej. Moravia objeżdżał świat: Chiny, Japonię, Indie, Meksyk. Robił wywiady z Tito, Nehru, Castro, szachem Iranu, królem Afganistanu, a nawet z Ceaucescu.

Rządy chadecji we Włoszech porównywał do faszyzmu. Był to, według niego, też reżym, trwający aż do śmierci Aldo Moro. Zadowolony był z rządów pięciopartyjnych, które - jego zdaniem - uniemożliwiały wprowadzenie jakiegokolwiek reżymu. Twierdził, że wolności prasy nie ma nigdzie na świecie, a dziennikarska uczciwość nie istnieje. Mimo to był optymistą. Przypominał, że "jeszcze wczoraj mężczyźni nosili szpady i jeździli konno. Według mnie, ludzkość dopiero co wyszła z dzieciństwa i jest w okresie pierwszej młodości. Jej przyszłość to nauka i stosowanie technologii, które mogłyby nawet zmienić całkowicie świat".

Tak brzmiało przesłanie tego najpopularniejszego pisarza włoskiego, jednego z najchętniej tłumaczonych i wydawanych w różnych językach powieściopisarzy europejskich. Więcej niż sprawnego prozaika, moralisty z bożej łaski, człowieka, którego w życiu interesowały dwie tylko sprawy: seks i walka klasowa.

Alberto Moravia i Alain Elkann "Życie Alberta Moravii". Przełożyła Halina Kralowa. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1996.

Listopad 1996

105 lat temu, 28 listopada 1907 roku, urodził się Alberto Moravia (zmarł w 1990 r.) Tekst z archiwum tygodnika "Plus Minus"

Ta ogromna rozmiarami rozmowa ukazała się w 1990 roku, w tym samym, w którym autor "Rzymianki" zakończył swoje 83-letnie życie.

Pozostało 98% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski