Reklama

Człowiek, który zniszczył Warszawę

Scena często wykorzystywana jako ilustracja strasznego losu naszej stolicy: na znak, dany przez oficera Sprengkommando, wylatują w powietrze XIX-wieczne kamienice.

Publikacja: 30.12.2012 15:00

Człowiek, który zniszczył Warszawę

Foto: ROL

Nie jest to, wbrew pozorom, wyjątek z wojennej kroniki, lecz fragment fabularnego filmu „Miasto nieujarzmione". Nakręcono go w 1948 r. we Wrocławiu. Anioł zagłady w niemieckim mundurze to Stanisław Różewicz.

Zapiski zmarłego przed trzema laty reżysera odcyfrował uporządkował jego syn Paweł. Są one takie same jak filmy Różewicza: lakoniczne i starannie przemyślane. W odróżnieniu od wielu kolegów po fachu autor „Westerplatte" unikał patosu i nie uprawiał na ekranie doraźnej publicystyki. Z tego względu śmiem podejrzewać, że jego twórczość lepiej zniesie próbę czasu niż dzieła szkoły polskiej czy kina moralnego niepokoju.

Amatorzy plotek mogą poczuć się zawiedzeni. Różewicz, jak przystało na staroświeckiego dżentelmena, jest dyskretny i życzliwie nastawiony do gatunku ludzkiego. Znajdzie ciepłe słowo dla każdego ze swych byłych współpracowników – od montażysty i dźwiękowca po epizodystę. Nie potępia reżyserów, którzy ulegali politycznym naciskom, ani nawet filmowców politruków: Aleksandra Forda i Wandy Jakubowskiej.

Ciekawe są wspomnienia o dzieciństwie spędzonym w prowincjonalnym Radomsku, relacjach ze starszymi braćmi oraz impresje z licznych podróży. Objeżdżając świat ze swymi filmami, pan Stanisław odwiedził między innymi Dakar, Teheran, Pekin i Buenos Aires. Z krótkich, zanotowanych na gorąco refleksji warto wymienić dwie: „Zawód reżysera wymaga spokoju dozorcy domu wariatów" i „Pijany aktor nigdy nie zagra dobrze pijanego".

Reklama
Reklama

Stanisław Różewicz


"Było, minęło... W kuchni i na salonach X muzy"


Iskry

Nie jest to, wbrew pozorom, wyjątek z wojennej kroniki, lecz fragment fabularnego filmu „Miasto nieujarzmione". Nakręcono go w 1948 r. we Wrocławiu. Anioł zagłady w niemieckim mundurze to Stanisław Różewicz.

Zapiski zmarłego przed trzema laty reżysera odcyfrował uporządkował jego syn Paweł. Są one takie same jak filmy Różewicza: lakoniczne i starannie przemyślane. W odróżnieniu od wielu kolegów po fachu autor „Westerplatte" unikał patosu i nie uprawiał na ekranie doraźnej publicystyki. Z tego względu śmiem podejrzewać, że jego twórczość lepiej zniesie próbę czasu niż dzieła szkoły polskiej czy kina moralnego niepokoju.

Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama