Amerykanin z Japonii

Proza Murakamiego na Zachodzie uchodzi za kwintesencję japońskości, gdy tymczasem w swojej ojczyźnie uważany jest on za pisarza bardzo europejskiego. Żaden jego rodak nie odniósł podobnego sukcesu za granicą.

Publikacja: 06.12.2013 18:37

Autor z widokiem na Nobla i tokijskim smogiem w tle

Autor z widokiem na Nobla i tokijskim smogiem w tle

Foto: Stuart Isett/Polaris/East News

Skoro o sukcesie mowa, to warto wiedzieć, że w Japonii Haruki Murakami jest bezdyskusyjnym literackim numerem 1. Co jakiś czas bije własne rekordy sprzedaży, a w dniu premier jego powieści przed księgarniami ustawiają się kolejki niczym za czasów Harry'ego Pottera. Wydany właśnie w Polsce „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa" w ciągu tygodnia od publikacji sprzedał się w 1,5 miliona egzemplarzy i jest szansa, że pobije historyczny wynik „Norwegian Wood" (według „Guardiana" 10 mln sprzedanych egzemplarzy). Zresztą akurat skojarzenie z najpopularniejszą książką japońskiego autora jest tu jak najbardziej na rzeczy. Wiele te dwie powieści łączy: konstrukcja bohaterów, niektóre rozwiązania fabularne i coś, co trudno uchwytne, lecz niezaprzeczalne: klimat.

Puste naczynie

Historia opowiedziana w „Bezbarwnym Tsukuru Tazaki..." z pozoru jest prościutka. Postać tytułowa, 36-letni mężczyzna, postanawia wrócić do czasów młodości. Wtedy to wraz z czwórką przyjaciół (każde z nich, poza Tsukuru, miało w nazwisku jakiś kolor, stąd określenie bohatera mianem bezbarwnego) tworzyli „harmonijny kolektyw". Grupę, której członkowie, mimo że należących do niej chłopaków i dziewczyny łączyły wzajemne fascynacje, mieli swoje uczucia poświęcić dla tej wspólnoty.

Pewnego dnia Tsukuru zostaje niespodziewanie wykluczony z tego kręgu przyjaźni. Bez powodu, jak uważa, bo nikt nie wyjaśnia mu, o co idzie, on sam nie ma zaś pojęcia. Szok jest tak silny, że bohater przez pół roku żyje w depresji, na granicy samobójstwa, a cała sprawa kładzie się cieniem na jego późniejszym życiu. Trudno mu nawiązywać bliższe więzi z ludźmi, żyje w samotności i sam siebie nazywa „pustym naczyniem".

Jedyną pasją Tsukuru są dworce. To dla nich przeniósł się z Nagoi do Tokio, by tam ukończyć studia i zająć się modernizacją kolejowych budynku. Czwórka jego przyjaciół została w rodzinnym mieście, a bohater już nigdy nie miał z żadnym z nich do czynienia. Do czasu. Sara, z którą chciałby się związać, bo jako pierwsza od lat kobieta wywołuje w nim autentyczne emocje, stawia mu warunek. Musi rozprawić się ze swoją przeszłością, by mogli układać wspólną przyszłość.

Bohater rusza więc na poszukiwanie najbliższych niegdyś osób, a ta droga, pełna niespodzianek, zawiedzie go aż do odległej Finlandii. Zanim rozwikła zagadkę (o której rozwiązaniu, by nie psuć państwu przyjemności z lektury, nie mogę za wiele napisać), przeżyje wzloty i upadki. Włącznie z tym, że będzie podejrzewał sam siebie o odpowiedzialność za cudzą tragedię i śmierć, nie mając najmniejszej pewności, co naprawdę się stało. Finał tej historii również jest niejednoznaczny, nie dowiemy się, czy Tsukuru osiągnął upragniony spokój i życiowe spełnienie.

Skojarzenie z „Norwegian Wood" (jeśli ktoś nie czytał powieści – jej adaptacja z 2010 roku często pokazywana jest na kanałach filmowych), o którym wspomina się nawet na okładce, jest o tyle uzasadnione, że mnóstwo tu wspólnych motywów. Jak w tamtej, kultowej już w Japonii książce z 1987 roku, mamy dwie kobiety o odmiennych osobowościach, pomiędzy którymi miota się zagubiony bohater. Znajdziemy tu też wątek samobójczy i dramat, którego młody mężczyzna nie potrafi udźwignąć.

Zresztą Tsukuru Tazaki jest w zasadzie bratem bliźniakiem Toru Watanabe, o którego losach traktuje „Norwegian Wood". A i wymowa obu książek jest dość podobna. Jednak ten, kto sądzi, że mamy do czynienia z autoplagiatem, jest w błędzie. Gdy się nad tym zastanowić, większość powieści Murakamiego składa się na tę samą opowieść o współczesnych Japończykach, ich problemach ze sobą i trudnościach w relacjach z innymi ludźmi. Portret rodzinnego kraju, jaki pisarz rysuje, jest nad wyraz ponury i w znacznym stopniu odpowiada stereotypowemu wyobrażeniu, które na ten temat mają ludzie Zachodu. A jednak wydaje się, że jest to obraz bliski prawdy, w przeciwnym razie nie odnajdywałyby się w nim kolejne pokolenia fanów Murakamiego w jego ojczyźnie.

Prorok we własnym kraju

Sytuacja autora „Bezbarwnego Tsukuru Tazaki..." bardzo przypomina historię Akiry Kurosawy. Reżyser, uważany za największego w historii kina swojego kraju, przyswajał swoim rodakom obce wzorce kulturowe. Owszem, tematyka, jaką podejmował, odnosiła się przede wszystkim do historii Japonii, ale przecież „Tron we krwi" to adaptacja szekspirowskiego „Makbeta", a „Siedmiu samurajów" korzysta z konwencji westernowej (dlatego tak dobrze udał się jego amerykański remake „Siedmiu wspaniałych"). Kurosawa był w ojczyźnie uważany za najbardziej europejskiego z reżyserów i to właśnie było przyczyną jego sukcesów za granicą. Na świecie twórczość reżysera „Rashomona" była uważana za kwintesencję japońskości, a w domu za udaną próbę adaptacji obcych wzorców.

Nie inaczej jest z Murakamim, u którego odbiorcy na całym świecie szukają odpowiedzi na pytanie o dalekowschodnią specyfikę i duchowość, a krytycy japońscy mawiają o nim, że jest pisarzem amerykańskim. Zresztą, mimo gigantycznej skali sukcesu za granicą, w ojczyźnie pisarz nieraz usłyszał epitety pod swoim adresem. Nazywano go i hochsztaplerem, i grafomanem, choć nie brakuje takich, którzy uważają go za geniusza i życzą Nobla (w tym roku głośno zresztą o jego kandydaturze mówiono). Kwestia, czy go dostanie, jest zresztą bardzo ciekawa, bo w przypadku Murakamiego mamy do czynienia raczej z wybitnie sprawnym rzemieślnikiem niż wielkim artystą. Ale, jeśli wziąć pod uwagę laureatów z ostatniej dekady, to od znacznej części z nich Japończyk pisze wcale nie gorzej. Weźmy choćby tegoroczną laureatkę Alice Munro, która, jeśli chodzi o literackie nowatorstwo, nigdy nie zbliżyła się do tego, co Murakami zrobił w „Kronice ptaka nakręcacza".

Gdyby za coś miał dostać Nobla, to pewnie za tę powieść, zgodnie uważaną przez większość krytyków za najlepszą w jego dorobku. Jest to przy tym książka, która słusznie uchodzi za doskonałą metaforę Japonii lat 90., wstrząsanej atakami terrorystów z „Najwyższej prawdy" i kryzysem. W „Kronice ptaka nakręcacza" wątek tajemniczej sekty jest w zasadzie dominujący, choć powieść powstawała, zanim doszło do zamachów w tokijskim metrze.

Tłumacz kultur

Wracając zaś do kwestii wpływów zachodnich, głównie amerykańskich, w twórczości Murakamiego, to są one znacznie głębsze niż tylko sztafaż, jaki znajdziemy np. w „Norwegian Wood", którego tytuł został wzięty z piosenki Beatlesów, a akcja rozgrywa się w czasach narodzin kontrkultury w roku 1968. Mnóstwo podobnych motywów znajdziemy też w innych książkach autora, choćby w najnowszej powieści, gdzie w kolejnych scenach natrętnie powraca kompozycja Liszta. W innych książkach Murakamiego częste są z kolei nawiązania do jazzu, co dziwić nie powinno, bo pisarz przez kilka lat prowadził klub, gdzie wykonywano taką muzykę. Zresztą twórca długo mieszkał za granicą, m.in. we Włoszech i USA, więc jego dobra znajomość kultury Zachodu nie powinna zaskakiwać. Ale nie chodzi tylko o to, że u Murakamiego nie przeczytamy za wiele na temat tradycyjnej muzyki japońskiej czy w ogóle kultury jego kraju.

Rzecz w tym, że mamy do czynienia z pisarzem tak dobrze znającym i rozumiejącym literaturę naszego kręgu cywilizacyjnego, że był on ją w stanie zreinterpretować i dostosować do wrażliwości Japończyków. Z drugiej zaś strony właśnie dzięki temu pisze prozę na tyle zrozumiałą dla nas, że może się ona podobać czytelnikom, którzy niewiele wiedzą o Kraju Kwitnącej Wiśni. Zachowując wrażenie pewnej egzotyki, dostajemy od Murakamiego produkt bliski klasycznej powieści psychologicznej.

Nie jest przypadkiem, że autor „Bezbarwnego Tsukuru Tazaki..." tłumaczył z angielskiego dzieła Francisa Scotta Fitzgeralda, Johna Irvinga czy Trumana Capote'a. Jego proza właśnie z osiągnięciami tych twórców się kojarzy, choć jej bohaterowie i tematyka są 100-procentowo japońskie. Dlatego Murakami tak bardzo podoba się w USA (gdzie „Norwegian Wood" sprzedało się w 2,5 miliona egzemplarzy) i w Europie (w Polsce odniósł tak duży sukces, że niemal wszystkie jego nowe powieści trafiają na listy bestsellerów). Decyduje o tym w znacznym stopniu przekonanie, że dzięki tej lekturze lepiej zrozumiemy Daleki Wschód.

Ale sukcesów Murakamiego nie byłoby, gdyby nie zajmujące historie. Mamy bowiem do czynienia z autorem, który z niezbyt skomplikowanej anegdoty, takiej np., jaką znajdziemy w jego nowej powieści, sporo potrafi wycisnąć. Zapewne dlatego, że poza opowieścią realistyczną zawsze w swoich historiach dodaje kontekst metafizyczny albo surrealistyczny, wskazujący na istnienie tych aspektów rzeczywistości, które rozumem trudno pojąć. W „Bezbarwnym Tsukuru Tazakim..." jest to opowieść o pianiście, który widzi to, czego nie potrafi dostrzec nikt inny. W zasadzie w każdej z książek Murakamiego znajdziemy taką historię. Ponieważ podawane są w sposób nienachalny, interesująco łączą się z realistycznymi fabułami. Wszystko to razem sprawia, że czytanie powieści autora „Kroniki ptaka nakręcacza" to ciekawa przygoda. Nawet jeśli nie są to arcydzieła, to nigdy do końca nie wiadomo, czego się spodziewać.

Skoro o sukcesie mowa, to warto wiedzieć, że w Japonii Haruki Murakami jest bezdyskusyjnym literackim numerem 1. Co jakiś czas bije własne rekordy sprzedaży, a w dniu premier jego powieści przed księgarniami ustawiają się kolejki niczym za czasów Harry'ego Pottera. Wydany właśnie w Polsce „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa" w ciągu tygodnia od publikacji sprzedał się w 1,5 miliona egzemplarzy i jest szansa, że pobije historyczny wynik „Norwegian Wood" (według „Guardiana" 10 mln sprzedanych egzemplarzy). Zresztą akurat skojarzenie z najpopularniejszą książką japońskiego autora jest tu jak najbardziej na rzeczy. Wiele te dwie powieści łączy: konstrukcja bohaterów, niektóre rozwiązania fabularne i coś, co trudno uchwytne, lecz niezaprzeczalne: klimat.

Pozostało 92% artykułu
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką