Najlepszym dowodem na to, jak niewiele warte są zwierzenia pana Sokołowskiego, jest fakt, że książka „Masa o kobietach polskiej mafii" w ogóle powstała. Gdyby jej bohater miał jakąkolwiek wiedzę o tym, jak wygląda dziś przestępczość zorganizowana, nie mógłby się z nim skontaktować żaden wydawca. Najsłynniejszy polski świadek koronny zakończyłby życie w podobny sposób jak kilkunastu jego kolegów z Pruszkowa – wysadzony w powietrze razem z samochodem albo zastrzelony.
Wspomnienia emeryta
To, że dziś opowiada swoje historyjki, oznacza, że jest kimś, kogo zwykło się określać mianem leśnego dziadka (tak mówi się o działaczach PZPN starszego pokolenia), człowiekiem z poprzedniej epoki. Zresztą wynika to również z treści samej książki, w której czytamy wyłącznie o dawnych triumfach pruszkowskich gangsterów, a jeśli wspomina się o ich dzisiejszej sytuacji, to tylko w kontekście obecnej mizerii i pobytów w więzieniu. Dlatego Jarosław Sokołowski mógł bezkarnie pisać felietony do „Focusa Śledczego", a dziś może wydawać książki (bo na tej jednej z pewnością się nie skończy).
Oczywiście, gdyby chodziło tylko o zwierzenia i konfabulacje byłego bandyty, nie byłoby sensu zawracać państwu głowy tą książką. Jest ona jednak bardzo interesująca z co najmniej dwóch powodów, nazwijmy je socjologicznymi. A oto pierwszy z nich. Przy okazji opowieści o erotycznych podbojach pana Sokołowskiego i jego kompanów: złodziei, sadystów i morderców, przypominamy sobie koloryt czasów przełomu ustrojowego. To wtedy swoje kariery przestępcze rozwijali gangsterzy z Pruszkowa. Wcześniej byli tylko drobnymi rzezimieszkami, wtedy mogli pójść na całość dzięki milionom dolarów z haraczy, narkotyków, kradzieży tirów i prostytucji.
Rzecz w tym, że w owym czasie mało kto rozumiał naturę przestępczości zorganizowanej. A jednocześnie panował wtedy kult postaci biznesmena (a przestępcy próbowali za takich uchodzić), jako tego, który ma budować nowy ustrój. To właśnie dlatego bandytom udawało się wkręcać do show-biznesu i w okolice polityki. Nie wydaje mi się, aby opowieści Jarosława Sokołowskiego były wiarygodne, jednak niektóre fakty są poza sporem. Na przykład to, że Masa był prawdziwym właścicielem bardzo popularnej w latach 90. dyskoteki Planeta w Warszawie, gdzie wystąpiły m.in. Spice Girls i odbywały się imprezy organizowane przez agencje reklamowe czy media. I w tym właśnie rzecz. Nie sposób sobie obecnie wyobrazić, a podobnie przecież było za komuny, by gangsterzy mogli być tak blisko ludzi ze świecznika. Oczywiście, większość opowieści „Masy" o nieograniczonych wprost możliwościach jego samego i kolegów z Pruszkowa można między bajki włożyć, ale niektóre są jednak wiarygodne i udokumentowane w aktach procesowych.
Macho pachnący Axe
A co z kobietami? – zapyta ktoś zainteresowany tematem książki. Tu pojawia się ów drugi interesujący temat. Otóż generalnie od czytania o niezwykłych wprost erotycznych osiągnięciach pana Sokołowskiego robi się trochę niedobrze, zwłaszcza że jest on wyjątkowym prostakiem i moim zdaniem notorycznym kłamcą. Dlatego nie polecam raczej tej lektury ludziom wrażliwym, zwłaszcza kobietom, które nie lubią czytać o instrumentalnym traktowaniu pań jako obiektów seksualnych. Podejrzewam, że to wszystko, co opowiada Jarosław Sokołowski, jest kompilacją najróżniejszych historyjek zasłyszanych od kolegów z Pruszkowa i z więzienia, z niewielkim tylko udziałem własnym.