Tustelanie i szkopyrtoki z Zaolzia

„Co też propaganda może zrobić z jednej małej rzeczki!" – miał podobno westchnąć (w anegdocie przytaczanej zbyt często, by była prawdziwa) Henry Kissinger na widok Jordanu.

Publikacja: 14.09.2014 23:30

Jarosław Jot-Drużycki, Hospicjum Zaolzie, Wydawnictwo Beskidy Wędrynia, 2014 r.

Jarosław Jot-Drużycki, Hospicjum Zaolzie, Wydawnictwo Beskidy Wędrynia, 2014 r.

Foto: Rzeczpospolita

Red

Równie zajmujące jest, co z niewielkiej rzeczki potrafi zrobić historia – z rzeczki, czy może raczej położonego na jednym z jej brzegów łuku żyznej i bogatej w kopaliny ziemi.

Termin „Zaolzie" narodził się w Warszawie dopiero po 1918 roku, kiedy okazało się, że niewielki obszar na styku Moraw i Śląska może stanowić przedmiot gorącego sporu Pragi i Warszawy, a Rada Ambasadorów w belgijskim Spa wyrysowała nową granicę, która podzieliła ziemie dawnego Księstwa Cieszyńskiego, a i sam Cieszyn, który – na lata przed Berlinem, Nikozją i Kosowską Mitrowicą – stał się miastem murem (i rzeką) podzielonym.

W sto lat bez mała od tamtego podziału namiętności przygasły, niewielki obszar, który „od kopalnianych szybów w Darkowie i blokowisk w karwińskim Raju, przez wzgórza nad Kocobędzem po kłęby siwych dymów znad trzynieckiej Huty i masyw Jaworowego" można ogarnąć wzrokiem ze szczytów piastowskiej wieży w Cieszynie, funkcjonuje bez zgrzytów w granicach Republiki Czeskiej. Warszawski etnograf i smakosz pogranicza Jarosław Jot-Drużycki opisał swoje niespieszne wędrówki tą krainą w niewielkim tomie, w którym łączy kompetencje znającego historię analityka z talentem do wychwytywania lokalnych smaków, klimatów, zaskakujących fraz.

Otrzymaliśmy jedyny w swoim rodzaju portret „polskiego Zaolzia", w którym „tustelanie" (czyli „tutejsi") dzielą ze „szkopyrtokami" (tymi, co się szkopyrtnęli", czyli wywrócili, odżegnali się od własnych korzeni) stolik w gospodzie, ławę w jabłonkowskim kościele oraz niejasny ni to status, ni to powołanie „mniejszości".

Robi wrażenie wielość postaw i odcieni zachowań odnotowanych przez Drużyckiego w świecie, który liczy w sumie mniej mieszkańców niż jedna dzielnica Warszawy: inaczej podchodzi się do polskości we Frysztacie, inaczej w Cieszynie, na Dołach czy w Goraliji... Tych, którzy ją deklarują, jest jednak tak czy owak coraz mniej, i choć ton gawędy, podlewanej piwem i miodunką, oświetlonej słońcem z południowych stoków Karpat jest niby pogodny, całość jest melancholijna – albo i mrożąca, jak zanotowana na ostatnich kartkach książki wymiana zdań tłumacząca enigmatyczny tytuł:

„– A właściwie to po co ty tu przyjechałeś, co tu robisz? – zapytał pewnego dnia Fotograf.

– Przyglądam się, jak umieracie ?– odpowiedziałem bez wahania".

Równie zajmujące jest, co z niewielkiej rzeczki potrafi zrobić historia – z rzeczki, czy może raczej położonego na jednym z jej brzegów łuku żyznej i bogatej w kopaliny ziemi.

Termin „Zaolzie" narodził się w Warszawie dopiero po 1918 roku, kiedy okazało się, że niewielki obszar na styku Moraw i Śląska może stanowić przedmiot gorącego sporu Pragi i Warszawy, a Rada Ambasadorów w belgijskim Spa wyrysowała nową granicę, która podzieliła ziemie dawnego Księstwa Cieszyńskiego, a i sam Cieszyn, który – na lata przed Berlinem, Nikozją i Kosowską Mitrowicą – stał się miastem murem (i rzeką) podzielonym.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski