Korespondencja z Monachium
Obaj musieli zerwać się na eliminacje rano. Nowicki traktuje sport jak pracę, a każdy konkurs to dla niego kolejny dzień w biurze, więc wstaje o świcie, je śniadanie i idzie zrobić swoje. Fajdek sześć lat temu podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro zapracował na łatkę człowieka, który poranków nie cierpi, ale już miesiąc temu efektownie ją zerwał, zdobywając w południe złoto mistrzostw świata.
Nowicki w Monachium awans do finału zapewnił sobie pierwszą próbą. Fajdek potrzebował dwóch. - Zacząłem zbyt delikatnie, kolejny rzut był już szybszy, prawidłowy - mówi mistrz świata. A Nowicki, czyli mistrz olimpijski, dodaje: - Problemem była tylko pogoda, bo na stadionie jest duszno. Zrobiłem jednak swoje, choć przez długą przerwę po mistrzostwach świata trudno było utrzymać formę.
Obrońca tytułu podkreśla, że mistrzostwa Europy to dla niego tylko „dodatek”, bo najważniejszą imprezę sezonu ma już za sobą. Początkowo Nowicki w ogóle nie chciał do Monachium lecieć. Planował poświęcić więcej czasu rodzinie, bolało go też biodro. - Bałem się pogłębienia urazu, a mam swoje lata i muszę dbać o zdrowie, żeby sił wystarczyło jeszcze przynajmniej na dwa lata - podkreśla.
Nowicki wystartuje w tym sezonie po raz dwunasty, Fajdek miał jeden konkurs mniej. To będzie ich ostatni pojedynek, kolejny najwcześniej za pół roku. - O 22:00 zaczynam wakacje, potem przez miesiąc będę leżał - mówi Fajdek. - Nigdy nie kończyliśmy sezonu wielką imprezą, zawsze były jeszcze jakieś zawody. Trening wyglądał więc inaczej i tak naprawdę jedziemy na oparach.
On wypatruje więc słodkiego lenistwa, Nowicki już dziś myśli za to o piątkowym koncercie Bocellego na Stadionie Narodowym w Warszawie. - To spełnienie marzeń, bo bilety kupiłem trzy lata temu, ale wszystko skomplikowała pandemia. - mówi zawodnik InPost Team. - Jego duet z Edem Sheeranem to poezja dla uszu. Zawsze chciałem usłyszeć Bocellego na żywo.