Jak wygląda praca na oddziale covidowym?
Trochę inaczej niż na Oddziale Chorób Wewnętrznych i Reumatologii, którym mój oddział był przed pandemią. Jeśli posiada się wiedzę internistyczną, nie jest to tak trudne merytorycznie. Uciążliwa jest konieczność częstego ubierania się w stroje ochronne i maski. Ciężko się w nich oddycha i pracuje. Od początku pandemii sytuacja zmieniła się o tyle, że wzrosła liczba osób z wykrytym zakażeniem. Musimy jednak pamiętać, że to, co pokazują statystyki, to tylko część zakażeń, do których doszło już w Polsce. Myślę, że dziś po kontakcie z wirusem może być nawet 2-3 miliony osób. Tak duża liczba już zakażonych może tylko cieszyć, bo ci ludzie przestana być wektorami. Bardziej niepokojący jest napór na szpital pacjentów wymagających intensywnego leczenia, szczególnie tych, dla których jedyną szansą na wyleczenie jest podłączenie do respiratora lub aparatu powodującego utlenowanie zewnątrzustrojowe krwi, czyli ECMO. Dopóki wystarczy stanowisk respiratorowych, możemy być spokojni. Ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że nie da się podzielić matematycznie liczby respiratorów przez liczbę chorych. Jeżeli w całym kraju jest nagły wysyp pacjentów w stanie ciężkim, to system może być na granicy wytrzymałości.
Jak czują się pacjenci na takim oddziale?
I lekarze, i pielęgniarki, i ratownicy, i personel sprzątający, muszą pracować w ryzach obostrzeń. Jeszcze trudniej mają pacjenci. Jeżeli ktoś trafia o oddziału obserwacyjno-zakaźnego, ponieważ jego stan się pogarsza, a nie wiadomo, czy nie jest zakażony, trafia do sali jednoosobowej, do której personel przychodzi tylko w razie konieczności. Samotność na takiej sali jest szczególnie dotkliwa dla osób starszych, które, w przeciwieństwie do młodych, nie są przyzwyczajone do kontaktów z innymi w mediach społecznościowych. Młodzi utrzymują kontakt ze światem za pośrednictwem laptopa czy telefonu, ale również oni czują się samotni.
Jakie objawy muszą wystąpić, żeby pacjent z Covid-19 trafił do szpitala?