To może być widowiskowy koniec najstaranniej zaplanowanej kariery w polskiej polityce. Krzysztof Kwiatkowski – zwany „Kwiatkiem" – miał ambicje sięgające urzędów premiera lub prezydenta. Dziś rozpoczyna walkę o uniewinnienie od zarzutów karnych.
Bomba wybuchła, gdy Prokuratura Apelacyjna w Katowicach skierowała do Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu prezesa NIK. Okazało się, że Kwiatkowski został namierzony przez CBA, gdy kontaktował się z liderem PSL Janem Burym, którego interesy są pod lupą służby. Na podstawie podsłuchów prokuratura chce postawić Kwiatkowskiemu zarzuty wpływania na wyniki konkursów na wicedyrektora delegatury NIK w Rzeszowie oraz szefa delegatury w Łodzi.
Rzeczywiście, fragmenty nagranych rozmów Kwiatkowskiego wyglądają na ustawianie konkursu w Rzeszowie pod kandydata związanego z Burym („Ty sobie szykuj kandydata na wicedyrektora – mówił Kwiatkowski do Burego przed konkursem, a po rozstrzygnięciu Bury napisał do niego esemesa: „Panie prezesie, jak donoszą, zadanie wykonane"). To tym bardziej bulwersujące, że Bury wysyłał swego człowieka do NIK, by wpływał na wyniki kontroli niekorzystnych dla ludzi PSL.
Obciążające są także inne fragmenty rozmów Kwiatkowskiego ujawnione przez Radio Zet. Wynika z nich, że omijając procedury, prezes zatrudniał w NIK kandydatów pochodzących z nadania współpracowniczek Ewy Kopacz. Podczas rozmowy z Jolantą Gruszką, ówczesna szefową gabinetu Kopacz, Kwiatkowski informuje ją, że stanowisko wiceszefa departamentu środowiska NIK obejmie jej protegowany. „Ten dżentelmen wszystko ci zawdzięcza, bo szczerze mówiąc najsłabiej wypadł" – mówił szef NIK.
Kwiatkowski do tej pory nie odniósł się do tych zarzutów publicznie. Wydał jedynie oświadczenie, w którym napisał: „Nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą".