Reklama

Skrzypcowa hipnoza metodą Beethovena

Słynna Anne Sophie Mutter wprost zaczarowała w niedzielny wieczór publiczność Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego.

Aktualizacja: 19.03.2018 11:03 Publikacja: 19.03.2018 11:01

Skrzypcowa hipnoza metodą Beethovena

Foto: materiały prasowe

Z połączenia znakomitego artysty oraz klasycznego dzieła wykonywanego przez niego dziesiątki razy nigdy nie powstanie ta sama mieszanka. Na tym polega magia sztuki i tajemnica wielkich indywidualności.

Prawie 20 lat temu w tej samej sali Filharmonii Narodowej Anne Sophie Mutter też zagrała Koncert D-dur Beethovena. Już wtedy jej interpretacja była ciekawsza od wielu innych wykonań. Mniej było w niej dramatyzmu, potęgowania nastroju, co niemiecka skrzypaczka rekompensowała finezją i cyzelowaniem każdego niuansu. Zwalniała tempo, czasem w sposób zadziwiający, ale robiła to świadomie, by efektownie kończyć kadencję lub z partytury wydobyć jakiś z pozoru drobny szczegół.

Teraz dwie dekady później jej myśl interpretacyjna uległa niesamowitemu pogłębieniu. To, co wtedy wydawało się spowolnieniem, teraz zaistniało niemal na granicy słyszalności. Nie było w tym wszakże chęci do wirtuozowskiego popisu. 

Anne Sophie Mutter perfekcyjnie panowała nad swym Stradivariusem. Każda nawet najtrudniejsza technicznie wysoka nuta zagrana piano miała naturalną pulsację, a wszystkie śpiewne legata były pięknie prowadzone. Całość zaś ułożyła się  przejmująca narrację, przepełnioną smutkiem, nostalgią.

Nie wiem, czy taka myśl przyświecała Ludwigowi van Beethovenowi, gdy komponował Koncert D-dur. Miał być on przecież podarunkiem dla skrzypka i dyrygenta Franza Clementa na jego benefis. Zapewne więc kompozytor postanowił dodać swemu utworowi nieco wirtuozowskiego blasku, by Clement mógł błysnąć umiejętnościami. Anne Sophie Mutter wszystko to podporządkowała swojej opowieści muzycznej, tak pasjonującej, że publiczność w Filharmonii Narodowej słuchała jak zahipnotyzowana.

Reklama
Reklama

W tym utworze skrzypce odgrywają rolę wiodącą, tym niemniej partnerstwo orkiestry jest ważne. Kiedy na początek wieczoru Cristian Macelaru i nasz NOSPR zaprezentowali Beethovenowską uwerturę do „Coriolana” z ogromnym ładunkiem dramatyzmu, ale też była to muzyka mroczna, ciężka i posępna, zacząłem mieć obawy co do efektów spotkania orkiestry z Anne Sophie Mutter. Nie doceniłem jednak klasy rumuńskiego dyrygenta, który okazał się niesłychanie czujnym i wrażliwym partnerem solistki, a  katowicka orkiestra przemieniła się w zupełnie inny zespół.

W drugiej części niedzielnego festiwalowego wieczoru przeszliśmy od Beethovena  do Brahmsa. W jego II Symfonii Cristiana Macelaru odkrył wiele śpiewnych melodii i pewną łagodność, bo przecież ten utwór bywa nazywany symfonią pastoralną. Katowiccy muzycy dodali zaś do tego ładne, miękkie brzmienie. Muzyka wszakże najsilniej przemawia wtedy, gdy jest pełna napięć. Tak jak u Beethovena.

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama