Pierwsze sukcesy odniósł prawie pół wieku temu, jeszcze jako student. W 1959 roku zajął I miejsce w Konkursie im. Ysaya w Warszawie, a trzy lata później zdobył III nagrodę na Konkursie im. Wieniawskiego w Poznaniu. Od tego czasu nieprzerwanie jest obecny na estradach krajowych i zagranicznych, a lista słynnych orkiestr, z którymi koncertował, jest wyjątkowo długa.
Charakteryzując grę Krzysztofa Jakowicza, trzeba zwrócić uwagę na trzy sprawy. Jest on kontynuatorem tradycji polskiej szkoły skrzypcowej, uczniem wielkiego pedagoga Tadeusza Wrońskiego. Sam zresztą przyznaje, że choć miał wielu nauczycieli (studiował także w USA), to właśnie ten profesor pomógł mu ukształtować to, co najistotniejsze: technikę, warsztat i styl gry.
Jest też skrzypkiem pełnym emocji, które podczas występu udzielają się słuchaczom. Jakowicz uważa bowiem, że muzyka powinna mieć temperaturę i zaangażowanie. Ale gdy czasem ogląda zapisy swych koncertów, ma do siebie żal, że tak bardzo daje się ponieść, że swą grę powinien nieco ostudzić. Nie wiadomo jednak, czy to spodobałoby się publiczności.
Jakowicz zadziwia też wszechstronnością repertuaru: od Bacha i Vivaldiego po muzykę współczesną. Cenił go bardzo na przykład Witold Lutosławski, który powierzył mu prawykonanie swego „Łańcucha II”.
Miejmy nadzieję, że wszystkie swe muzyczne atuty Jakowicz zaprezentuje podczas wtorkowego recitalu w Filharmonii Narodowej. Program artysta ułożył interesująco, wybrał utwory rzadko w Polsce wykonywane – wyrafinowane sonaty Fauré i Enescu, a także muzykę bardziej popularną, a pochodzącą z rożnych kręgów kulturowych. Będą więc argentyńskie tanga Piazzolli, wirtuozowskie „Melodie cygańskie” Sarasatego oraz fragmenty opery Gershwina „Porgy and Bess”. Ich opracowania dokonał przed laty legendarny skrzypek Jascha Heifetz.