Od początku porównywano ją z Madonną, zwykle na korzyść tej drugiej. Teraz jednak szala się przechyliła i krytycy za oceanem piszą, że nowa płyta Lauper to album, który właśnie królowa popu powinna mieć w dyskografii zamiast słabego "Hard Candy".
– Chciałam nagrać coś energicznego. Ostatnio często bawię się w klubach. Tańczę spazmatycznie i z pełnym zaangażowaniem. Uwielbiam być kurą domową, ale chętnie zawiesiłabym w kuchni srebrną kulę, a na nogi włożyła czerwone pantofelki. Niech mnie niosą jak w bajce Andersena! – mówi "Rz" 55-letnia mama dziesięcioletniego Declyna. Wychowuje go sama, mieszkają w Connecticut. – Właśnie wróciliśmy z meczu hokeja, mój syn jest zapalonym graczem – wyjaśnia. Nadrabiają rozstanie. On był na obozie, ona w trasie.
Wokalistka, która w 1984 r. wywołała emancypacyjną burzę piosenką "Girl's Just Want to Have Fun", a ekscentrycznymi fryzurami i kreacjami podsycała marzenia milionów dziewczyn o wyrwaniu się z konwenansów i nudy, dziś patrzy na życie chłodniej: – Niełatwo być kobietą nowoczesną. Walczyłyśmy o prawo do pracy, głosowania, równości. Chciałyśmy mieć wszystko, ale w rzeczywistości trudno to połączyć. Rozpaczliwie staram się spędzać z synem każdą wolną chwilę.
Ostatnio miała ich niewiele. Oprócz nowych piosenek promowała także prawa obywatelskie i równouprawnienie homoseksualistów. – Mam w tym środowisku przyjaciół i członków rodziny. Zdaję sobie sprawę, jak wygląda ich życie. W 31 stanach można wylecieć z pracy za orientację seksualną. Wprowadzane są nowe przepisy, ale nie obejmują transseksualistów. Jeśli wykluczenie spotyka jedną grupę społeczną, może dotknąć każdego. To groźne. Albo się ma równe prawa, albo nie.
Lauper wie, dlaczego tak łatwo utożsamia się z outsiderami: – Zawsze czułam się inna, niedopasowana. Pogodziłam się ze swoją odmiennością niedawno, kiedy zrozumiałam, że ona daje dystans i możliwość obserwacji, które później zawieram w tekstach. Opowiadam prawdziwe historie. Jak wszyscy artyści imituję życie.