Paddingtona kojarzy niemal każdy. Dziwna, rozczłapana postać w kaloszach, kurtce typu budrysówka, zdeformowanym kapeluszu i z buzią upapraną marmoladą. W takim stanie znaleźli misia w pierwszej opowieści Michaela Bonda państwo Brown, u których zamieszkał. Leżał na stacji londyńskiego metra Paddington (stąd jego imię) z przypiętą do kurtki kartką „Proszę zaopiekować się tym misiem, dziękuję”.
Od tamtego czasu (rok 1958) Paddington wystąpił w 20 książkach. Ostatnia z nich – „Paddington tu i teraz” – właśnie się ukazała, po niemal 30 latach od poprzedniej. Bond napisał ją pod naciskiem czytelników żądających wręcz, by z okazji 50-lecia misia wyjaśnił jego tajemnicze narodziny i pochodzenie. Paddington bowiem przybył do Wielkiej Brytanii z Peru. W londyńskiej rodzinie zaadaptował się szybko, bo świetnie znał angielski.
Nasiąknął też typowymi brytyjskimi cechami. W jego perypetiach w zabawny sposób odbija się nie tylko typowa angielska rodzina, ale też brytyjska klasa średnia. To czyni tę literaturę, podobnie jak serię z Mikołajkiem Sempe i Goscinnego, atrakcyjną również dla dorosłych.
Miffy jest jednym z najsłynniejszych królików (w zasadzie króliczką) na świecie. Aż dziwne, że dopiero teraz opowieści o niej trafiają do Polski, bo to, podobnie jak Paddington, jeden z symboli międzynarodowego kodu kulturowego. W ciągu 53 lat wystąpiła w 116 książeczkach sprzedanych w blisko 85 mln egzemplarzy i przetłumaczonych na 46 języków, w tym na surinamski, zulu, łacinę i Braille’a. W języku polskim występuje tegorocznej jesieni po raz pierwszy. Do księgarń trafiły właśnie tytuły: „Miffy”, „Miffy w zoo” i „Urodziny Miffy”.
Holender Dick Bruna (dziś 81-letni) stworzył postać dla najmłodszych. Ilustracja i kolor mają tu więc największe znaczenie. U Miffy urzekła miliony dzieci na całym świecie najprawdopodobniej jej prostota. Naszkicowana grubym, czarnym konturem, ma buzię złożoną z trzech elementów: oczy to dwie kropki, usta to krzyżyk.