Tomasz Stańko – droga do wielkiego jazzu

Każdy z albumów polskiego trębacza był kiedyś wydarzeniem, wznowione dziś pokazują artystyczny szlak naszego najbardziej buntowniczego jazzmana

Publikacja: 11.11.2008 23:51

Tomasz Stańko 1970 1975 1984 1986 1988 Metal Mind, 2008

Tomasz Stańko 1970 1975 1984 1986 1988 Metal Mind, 2008

Foto: Rzeczpospolita

Ukazał się pięciopłytowy album zatytułowany po prostu „1970 1975 1984 1986 1988”. To daty premier jego albumów: „Music for K”, „twet”, „Music 81”, „Lady Go…” i „Switzerland”.

Każdą z płyt kompaktowych oprawiono w reprint okładki pierwszego winylowego wydania. Dołączona książeczka zawiera esej Michała Wilczyńskiego na temat twórczości Stańki i tekst Tomasza Tłuczkiewicza o okolicznościach nagrań wzbogacony wypowiedziami artysty. To znakomity materiał faktograficzny porządkujący wiedzę na temat muzyki Stańki.

Były lata 70. Po jazzowe płyty wydawane przez Polskie Nagrania nie ustawiały się co prawda kolejki jak po albumy Niemena, ale najważniejsze tytuły z serii „Polish Jazz” szybko znikały z półek sklepów muzycznych. Największą popularnością cieszyły się płyty Zbigniewa Namysłowskiego i Tomasza Stańki. Nasz trębacz miał już wówczas międzynarodową sławę. Kiedy w połowie lat 70. sam zainteresowałem się jazzem, za rarytas uchodził album „Music for K”. Było to pierwsze studyjne nagranie jego kwintetu i pierwsza płyta firmowana nazwiskiem Stańki. A zespół miał wyjątkowy. Na saksofonach grali Zbigniew Seifert i Janusz Muniak, sekcję rytmiczną stanowili kontrabasista Bronisław Suchanek i perkusista Janusz Stefański.Zanim weszli do studia, grali ze sobą dwa lata, mieli udane występy za granicą, m.in. na Berliner Jazztage. W 1969 r. zmarł Krzysztof Komeda i jego pamięci Stańko zadedykował tę płytę. U jego boku zdobył sławę czołowego polskiego trębacza, a doświadczenia wzbogacone o freejazzową stylistykę zrealizował właśnie na płycie „Music for K”. – Z czasem zrozumiałem, że to całe free, ta wolność w muzyce, to, jak każda wolność, tylko idea, raczej kierunek, tendencja niż konkretna postać – powiedział w jednym z wywiadów.

Stańko i wielu czołowych europejskich muzyków grali free dłużej niż amerykańscy prekursorzy. Znalazł partnera w fińskim perkusiście Edvardzie Vesali. Z nim założył kwartet, w którym na saksofonie grał Tomasz Szukalski, a na kontrabasie Peter Warren. W 1975 r. wydali „twet”, jeden z ciekawszych albumów w karierze Stańki, utrzymany w hipisowskim duchu kontestacji. To apogeum jego freejazzowych poszukiwań podsumowane wyjątkowej urody balladą „Night Peace”.

– To była prekursorska płyta, bez niej nie byłoby słynnej „Balladyny” – komentuje Stańko. Nagranie tego albumu, który przeszedł do historii, zaproponował mu Manfred Eicher, szef ECM Records.

Na początku lat 80. Stańko występował często z triem In-Formation Sławomira Kulpowicza. Dokumentuje tę współpracę album „Music 81”. To początek zmian w jego grze, która stawała się coraz prostsza, choć niosła równie silne emocje. Do wyrażenia ich potrzebował mniej dźwięków, zaczął sumować swoje doświadczenia.

Kiedy w latach 80. królowała w jazzie synteza akustycznych i elektrycznych brzmień zwana fusion, Stańko również zaprosił do współpracy muzyków będących z elektroniką za pan brat. Na płycie „Lady Go…” z 1986 r. na gitarze elektrycznej i perkusji grał Apostolis Antymos z SBB. Kompozycje brzmią, jakby Stańko zaczął się delektować graniem melodii. – Ciągnie mnie w kierunku mistycznej niewiadomej, czarnych dziur, a jednocześnie dość rozrywkowym – komentował artysta.

W 1987 r. zaproszono go na prestiżowy festiwal w Montreux. Pojechał w eksperymentalnym składzie z Januszem Skowronem – instrumenty klawiszowe, Witoldem Szczurkiem – gitara basowa, i Tadeuszem Sudnikiem, który wypełniał muzykę elektronicznymi dźwiękami z urządzeń własnej konstrukcji. Przyjęcie publiczności było entuzjastyczne. Ta grupa miała swoją nazwę – Freelectronic. Powrócił do niej niedawno na festiwalu Sygnowano Stańko w Fabryce Trzciny.

Nie jest łatwo skompletować dyskografię naszego najważniejszego jazzmana, a warto to uczynić. Jego nagrania są dowodem, że mamy w tej muzyce osiągnięcia znaczące w skali europejskiej. Pięciopłytowy album „1970 1975 1984 1986 1988” to dobry zaczątek kolekcji.

[b]Podyskutuj z autorem [link=mailto:m.dusza@rp.pl]m.dusza@rp.pl[/link][/b]

Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji
Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady
Kultura
Jeff Koons, Niki de Saint Phalle, Modigliani na TOP CHARITY Art w Wilanowie
Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka