Ukazał się pięciopłytowy album zatytułowany po prostu „1970 1975 1984 1986 1988”. To daty premier jego albumów: „Music for K”, „twet”, „Music 81”, „Lady Go…” i „Switzerland”.
Każdą z płyt kompaktowych oprawiono w reprint okładki pierwszego winylowego wydania. Dołączona książeczka zawiera esej Michała Wilczyńskiego na temat twórczości Stańki i tekst Tomasza Tłuczkiewicza o okolicznościach nagrań wzbogacony wypowiedziami artysty. To znakomity materiał faktograficzny porządkujący wiedzę na temat muzyki Stańki.
Były lata 70. Po jazzowe płyty wydawane przez Polskie Nagrania nie ustawiały się co prawda kolejki jak po albumy Niemena, ale najważniejsze tytuły z serii „Polish Jazz” szybko znikały z półek sklepów muzycznych. Największą popularnością cieszyły się płyty Zbigniewa Namysłowskiego i Tomasza Stańki. Nasz trębacz miał już wówczas międzynarodową sławę. Kiedy w połowie lat 70. sam zainteresowałem się jazzem, za rarytas uchodził album „Music for K”. Było to pierwsze studyjne nagranie jego kwintetu i pierwsza płyta firmowana nazwiskiem Stańki. A zespół miał wyjątkowy. Na saksofonach grali Zbigniew Seifert i Janusz Muniak, sekcję rytmiczną stanowili kontrabasista Bronisław Suchanek i perkusista Janusz Stefański.Zanim weszli do studia, grali ze sobą dwa lata, mieli udane występy za granicą, m.in. na Berliner Jazztage. W 1969 r. zmarł Krzysztof Komeda i jego pamięci Stańko zadedykował tę płytę. U jego boku zdobył sławę czołowego polskiego trębacza, a doświadczenia wzbogacone o freejazzową stylistykę zrealizował właśnie na płycie „Music for K”. – Z czasem zrozumiałem, że to całe free, ta wolność w muzyce, to, jak każda wolność, tylko idea, raczej kierunek, tendencja niż konkretna postać – powiedział w jednym z wywiadów.
Stańko i wielu czołowych europejskich muzyków grali free dłużej niż amerykańscy prekursorzy. Znalazł partnera w fińskim perkusiście Edvardzie Vesali. Z nim założył kwartet, w którym na saksofonie grał Tomasz Szukalski, a na kontrabasie Peter Warren. W 1975 r. wydali „twet”, jeden z ciekawszych albumów w karierze Stańki, utrzymany w hipisowskim duchu kontestacji. To apogeum jego freejazzowych poszukiwań podsumowane wyjątkowej urody balladą „Night Peace”.
– To była prekursorska płyta, bez niej nie byłoby słynnej „Balladyny” – komentuje Stańko. Nagranie tego albumu, który przeszedł do historii, zaproponował mu Manfred Eicher, szef ECM Records.