Muzyczna lokomotywa z Kuby

Jazz afrokubański, bebop, funk i salsa w wykonaniu sekstetu Arturo Sandovala omal nie rozsadziły warszawskiego klubu Palladium

Publikacja: 19.11.2008 01:26

Arturo Sandoval podbił serca warszawskiej publiczności

Arturo Sandoval podbił serca warszawskiej publiczności

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

– Zaświećcie światła, chcę was zobaczyć, stęskniłem się za wami – powitał publiczność kurtuazyjnie. Sandoval przyjechał na jubileuszowy 50. festiwal Jazz Jamboree dokładnie 30 lat po pamiętnych koncertach z kubańską grupą Irakere.

Wtedy rozpalił nas tanecznymi rytmami w Sali Kongresowej i klubie Stodoła, tym razem zaproponował podróż przez różne style jazzu. Okazał się nie tylko błyskotliwym trębaczem, ale także wokalistą, perkusistą i pianistą. Z kolei ostatni bis był wyraźnym zaproszeniem do tańca.

Na brzmienie jego nowej grupy wyraźny wpływ ma amerykański saksofonista tenorowy Danny Jordan. Swoimi porywającymi solówkami przypominał nieco Sonny’ego Rollinsa. Sandoval na początku jakby nie mógł się zdecydować, czy chce grać więcej na swoim koronnym instrumencie, na werblach czy klawiaturach. A przecież wszyscy przyszli posłuchać, jak brzmią najwyższe tony wydobyte z trąbki.

Po afrokubańskim otwarciu niespodziewanie usłyszeliśmy funkowe rytmy. W tej stylistyce szybko odnalazł się saksofonista, ale młody pianista gdzieś pogubił pulsujący rytm. Sandoval wybrał nieciekawe brzmienie elektronicznych instrumentów klawiszowych. Dobrze, że wtopił je tylko w tło. W nastrojowej balladzie postanowił zaśpiewać, udowadniając, że jest showmanem i potrafi wszystko.

Nie od razu można było poznać, że z tajemniczego wstępu instrumentów klawiszowych wyłoni się tamat „Tutu” Milesa Davisa. Aranżacja zanadto przypominała oryginał, a Sandoval próbował naśladować stłumione brzmienie trąbki Milesa.

Sandoval jest najlepszy, kiedy gra siebie. Tak było w utworze zainspirowanym przez twórczość Dizzy Gillespiego. Ten legendarny trębacz pomógł wyemigrować Kubańczykowi do USA i był jego mentorem. Sandoval nawet odtworzył partię wokalną, jaką Dizzy zwykł się popisywać. Od siebie dodał próby naśladowania różnych instrumentów. Największą radość sprawił publiczności partią kontrabasu.

Fortepianowy wstęp do tematu „Oscar”, poświęconego Oscarowi Petersonowi, był kolejnym hołdem złożonym amerykańskim jazzmanom. Dopiero na bis zespół Sandovala rozpędził się niczym lokomotywa poruszana gorącym rytmem.

– Zaświećcie światła, chcę was zobaczyć, stęskniłem się za wami – powitał publiczność kurtuazyjnie. Sandoval przyjechał na jubileuszowy 50. festiwal Jazz Jamboree dokładnie 30 lat po pamiętnych koncertach z kubańską grupą Irakere.

Wtedy rozpalił nas tanecznymi rytmami w Sali Kongresowej i klubie Stodoła, tym razem zaproponował podróż przez różne style jazzu. Okazał się nie tylko błyskotliwym trębaczem, ale także wokalistą, perkusistą i pianistą. Z kolei ostatni bis był wyraźnym zaproszeniem do tańca.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"