Eddie Van Halen zachowuje się zazwyczaj jak słoń w składzie porcelany. Kiedy opuścił go wokalista David Lee Roth, poprosił o zastępstwo Sammy’ego Hagara. Ale gdy pojawiła się nadzieja, że Lee Roth wróci – pożegnał się z Hagarem bezceremonialnie. Ostatnio, by zrobić synowi miejsce w zespole, wyrzucił basistę Michaela Anthony’ego. Gorzej nie można.
A jednak nie zmienia to faktu, że był, jest i jeszcze długo będzie jednym z kilku najlepszych gitarzystów na świecie. A także rockowych kompozytorów, o czym przekonał po odejściu Davida Lee Rotha.
Rzadko, kiedy sukces zespołu jest zasługą duetu, po jego rozpadzie grupa nie przestaje święcić triumfów. Tak było tylko z AC/DC, gdy miejsce Bona Scotta zajął Brian Johnson, i właśnie w Van Halen, gdzie Lee Rotha z powodzeniem zastępował od połowy lat 80. Hagar.
Nagrane z nim płyty „5150”, „OU812” i „For Unlawful Carnal Knowledge” zajęły wysokie miejsca na listach przebojów. Dlatego kiedy zespół w 1993 r. wydał koncertowy album „Righ Here, Right Now”, na ponad
20 utworów tylko trzy pochodziły z pierwszego okresu działalności. W obecnej edycji zachował się ledwie jeden, „Jump”. Tak znakomity syntezatorowo-gitarowy motyw, że nie obrzydziły go nam nawet nieustanne powtórki przy okazji występów Adama Małysza.