Koncertowy skok Van Halena

Wznowiony koncert „Right Here, Right Now” przypomina najlepsze dni grupy z wokalistą Sammym Hagarem

Publikacja: 03.03.2009 20:00

Eddie Van Halen zachowuje się zazwyczaj jak słoń w składzie porcelany. Kiedy opuścił go wokalista David Lee Roth, poprosił o zastępstwo Sammy’ego Hagara. Ale gdy pojawiła się nadzieja, że Lee Roth wróci – pożegnał się z Hagarem bezceremonialnie. Ostatnio, by zrobić synowi miejsce w zespole, wyrzucił basistę Michaela Anthony’ego. Gorzej nie można.

A jednak nie zmienia to faktu, że był, jest i jeszcze długo będzie jednym z kilku najlepszych gitarzystów na świecie. A także rockowych kompozytorów, o czym przekonał po odejściu Davida Lee Rotha.

Rzadko, kiedy sukces zespołu jest zasługą duetu, po jego rozpadzie grupa nie przestaje święcić triumfów. Tak było tylko z AC/DC, gdy miejsce Bona Scotta zajął Brian Johnson, i właśnie w Van Halen, gdzie Lee Rotha z powodzeniem zastępował od połowy lat 80. Hagar.

Nagrane z nim płyty „5150”, „OU812” i „For Unlawful Carnal Knowledge” zajęły wysokie miejsca na listach przebojów. Dlatego kiedy zespół w 1993 r. wydał koncertowy album „Righ Here, Right Now”, na ponad

20 utworów tylko trzy pochodziły z pierwszego okresu działalności. W obecnej edycji zachował się ledwie jeden, „Jump”. Tak znakomity syntezatorowo-gitarowy motyw, że nie obrzydziły go nam nawet nieustanne powtórki przy okazji występów Adama Małysza.

Od pierwszej chwili, kiedy w „Poundcake” Eddie Van Halen sprzęga dźwięk gitary z wiertarką – to ci dopiero inżynieria dźwięku! – koncert trzyma w rockandrollowym napięciu aż do końca. Lider potrafi grać najtrudniejsze partie, tańcząc, skacząc, bawiąc się. Możemy podziwiać dynamiczny „Judgement Day” i oparty na zmiennym, zwalniającym tempie „Man on a Mission”. Chwilę odpoczynku i refleksji przynosi rockowa ballada „When It’s Love”. Monumentalnie brzmi kompozycja tytułowa „Right Now”. Najwspanialsze momenty to solowe popisy muzyków. „Ultra Bass” w wykonaniu Michaela Anthony’ego, który występuje z gitarą z logo Jima Beama, pokazują go w życiowej formie. Z lekkością powtórzył na gitarze basowej słynne solówki Hendriksa z Woodstock i Page’a z „Dazed and Confused”. Eddie Van Halen również robi ukłon wobec gitarzysty Led Zeppelin, grając na dwugryfowej gitarze w wymagającej nie lada wirtuozerii kompozycji „Spanked”.

Eddie Van Halen zachowuje się zazwyczaj jak słoń w składzie porcelany. Kiedy opuścił go wokalista David Lee Roth, poprosił o zastępstwo Sammy’ego Hagara. Ale gdy pojawiła się nadzieja, że Lee Roth wróci – pożegnał się z Hagarem bezceremonialnie. Ostatnio, by zrobić synowi miejsce w zespole, wyrzucił basistę Michaela Anthony’ego. Gorzej nie można.

A jednak nie zmienia to faktu, że był, jest i jeszcze długo będzie jednym z kilku najlepszych gitarzystów na świecie. A także rockowych kompozytorów, o czym przekonał po odejściu Davida Lee Rotha.

Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont