Kto nie jest pewien, czy się na niego skusić, powinien wybrać się najpierw na czwartkowy koncert do Stodoły. Jeżeli brzmienie wokalu na płycie to wynik godzin studyjnego retuszu, to będzie się to dało bez trudu wyłapać. Zobaczymy, czy emocje, jakimi po brzegi wypełniono teksty, znajdą swoje ujście przy kontakcie z ludźmi.
Szczerość nie powinna być kryterium oceny artystycznej, ale w wypadku Kowalskiej to wartość kluczowa. To słowo powtarza się nieustannie w materiałach promocyjnych. Patrząc po latach na kobiecą wokalistykę w latach 90. widać, że piosenkarka nie ma charyzmy Kasi Nosowskiej, talentu na miarę Edyty Bartosiewicz czy warsztatu Edyty Górniak.
A jednak ludzie pokochali tę zwykłą do bólu dziewczynę, która patrzyła na nich w 1994 r. z okładki debiutanckiego krążka „Gemini”. Nie tylko dlatego, że przy budowaniu jej kariery dały znać o sobie promocyjne talenty Katarzyny Kanclerz czy producencka smykałka Grzegorza Ciechowskiego. Po prostu w utwory takie jak „Jak rzecz”, „Oto ja” czy „Wyznanie” się wierzyło.
Rockowy pazur Kowalskiej uległ z czasem zdecydowanemu przytępieniu. Jej twórczość dobrze znosiła co najwyżej bluesowe akcenty, niemniej poszukiwania szły dalej. A właściwie płycej. „Listen to Your Heart” Roxette i „All by Myself” Celine Dion wykonane w 2003 r. przy okazji kampanii na rzecz walki z fonograficznym piractwem w sposób smutny pokazały, obok kogo należy piosenkarkę stawiać. Sentyment odbiorców jednak nie mijał. Wydane w 2002 r. „Antidotum” doczekało się statusu platynowej płyty, a dwa lata późniejsza „Samotna w wielkim mieście” zgarnęła nagrodę TVP.
Obecnie artystka wymieniła większość muzyków, z którymi współpracuje i uzbrojona w stare fobie rozpoczyna walkę o rząd dusz. Wciąż jest w stanie dać słuchaczom całą siebie. Z pewnością zechcą wziąć.