Operowa sztuka nigdy nie mogła obejść się bez gwiazd. Fani potrafią wielokrotnie oglądać to samo przedstawienie, jeśli śpiewa w nim ulubiony artysta. A każdy występ dostarcza okazji do gorących dyskusji o wokalnych i aktorskich niuansach roli.
Teatr Wielki nie rozpieszcza jednak pod tym względem swoich widzów. Prawdziwe gwiazdy ze świata na warszawskiej scenie pojawiają się rzadko. Rodzimych także nie mamy zbyt wielu. Szlachetnym wyjątkiem jest właśnie Izabella Kłosińska. Ale i ona stanowczo za rzadko pojawia się na scenie. Jedyną rolą, w jakiej od kilku lat można ją oglądać w stolicy, jest tytułowa bohaterka w „Madame Butterfly“ w świetnej inscenizacji Mariusza Trelińskiego. Premiera jednak odbyła się dziesięć lat temu.
A przecież nieczęsto się spotyka taką artystyczną wierność jednemu teatrowi. Z warszawskim Teatrem Wielkim Izabella Kłosińska związała się jeszcze w czasie studiów i miała szczęście, bo szybko zaczęła otrzymywać dobre role. Jedną z pierwszych ważnych premier w jej życiu okazała się „Cyganeria“ Giacomo Pucciniego. Grudzień 1980 roku nie był w Polsce czasem najlepszym dla sztuki, ale spektakl wzbudził zainteresowanie. A na scenie – Izabella Kłosińska jako Musetta. Swoim walcem od razu zapadła w pamięć publiczności, zaśpiewała go w sposób, który stanie się charakterystyczny dla jej późniejszych ról: wokalną żywiołowość połączyła z dyscypliną formy i techniki.
Równie udanych kreacji w operach Verdiego, Pucciniego, Bizeta czy Gounoda przez ponad ćwierć wieku zebrało się dużo. Aktywność operową łączy zaś z bogatą działalnością koncertową. Należy do ulubionych solistek Krzysztofa Pendereckiego. Kiedy jednak w niedawno ukończonym filmie Jarosława Minkowicza „Siedem bram Jerozolimy“ widzimy jej twarz w zbliżeniu i słyszymy pełen dramatycznego napięcia śpiew, pojmujemy, dlaczego kompozytor tak ją sobie upodobał.
Bardzo rzadko decyduje się natomiast na solowe recitale. Tym atrakcyjniej zapowiada się sobotni koncert. Izabella Kłosińska wybrała utwory wybitnych XX-wiecznych kompozytorów: Bohuslava Martinu oraz Arnolda Schönberga. Obaj stworzyli cykl kompozycji o identycznym tytule: Piosenki kabaretowe. Dla artystki o takim temperamencie scenicznym wydają się one wręcz idealne.