Selector może wypełnić ważną lukę na niezwykle ożywionym rynku koncertowym w Polsce. Od blisko dekady trudno u nas o wielkie (i cieszące się prestiżem) imprezy poświęcone muzyce elektronicznej. Na początku nowego tysiąclecia minął zachwyt klubowymi brzmieniami, opadła fala popularności techno i skończyły się głośne uliczne parady, organizowane m.in. w Łodzi. Trudniej było o sponsorów, a didżeje spakowali pełne płyt walizki i wrócili tam, gdzie zaczęła się ich popularność - do klubów.
Jednak w Polsce, jeszcze zanim kultura klubowa na dobre się rozwinęła, dopadł ją kryzys: w najlepszych lokalach zabrakło miejsca dla didżejów serwujących wykwintne sety, zastąpili ich specjaliści od remiksowania radiowych przebojów. Komercyjne hity przyciągają klientów, co dla właścicieli większości klubów jest najważniejsze. Zaś artystyczne walory muzyki elektronicznej rzadko przekładają się na pieniądze - to rozrywka niszowa.
[srodtytul]To nie dyskoteka[/srodtytul]
Elita polskich twórców muzyki klubowej została więc zepchnięta do kilku polskich klubów. Nie oznacza to, że nie powstają u nas ciekawe produkcje, przeciwnie - z tej niewielkiej grupy rekrutują się nazwiska cenione w znakomitych zagranicznych wytwórniach. Jednak z ofertą twórców niemieckich czy czeskich wciąż nie możemy się równać.
Trudno uwierzyć, ale 30 lat od narodzin muzyki klubowej w Polsce wciąż jest ona mylona z dyskotekową, traktowana użytkowo (ma być do tańca) albo kojarzona z narkotycznymi maratonami.