Gwiazdorski okres w karierze Andersona skończył się gdzieś w połowie lat 80. Przebrzmiało wówczas zamieszanie towarzyszące najsłynniejszej płycie Yes „90125”, zaczęto zapominać o najważniejszym owocu współpracy wokalisty z Vangelisem „Friends of Mr. Cairo”, a jego płyty solowe cieszyły się dość niszowym zainteresowaniem.
Od tamtej pory minęło ćwierć wieku. W tym czasie muzyk nie odnotował praktycznie żadnych poważniejszych sukcesów. Ciekawostką jest więc, że wciąż potrafi wypełniać po brzegi sale koncertowe. Także te o całkiem imponującej kubaturze.
[srodtytul]Odważnie i delikatnie[/srodtytul]
Anderson urodził się w przemysłowej mieścinie Accrington w północno-zachodniej Anglii. Pochodził z ubogiej, robotniczej rodziny, co tuż po wojnie, w hrabstwie Lancashire, praktycznie skazywało go na pracę w którejś z okolicznych kopalni lub fabryk. Ale kiedy Anderson dorastał, na ulicach hulał już rock’n’roll, a zza oceanu napływały echa hippisowskiej rewolty. To kierowało wyobraźnię młodych Brytyjczyków w kierunku zupełnie innych sposobów zarobkowania.
W połowie lat 60. wokalista dołączył więc do formacji Warriors. Z nią jednak częściej konsumował dobrodziejstwa psychodelicznych specyfików, niż tworzył godne odnotowania piosenki. Na te przyszedł czas trzy lata później – w 1968 roku uformował się pierwszy skład późniejszej legendy Yes.