Wojtka Grabka przygoda z muzyką układa się jak w filmie. Pierwsze ujęcie – Olsztyn. Mały Wojtek ma dwa lata. Siedzi na dywanie, a z radia dobiegają dźwięki utworów Henryka Mikołaja Góreckiego. On zaś ma szeroko otwarte usta i chłonie każdą nutę.
Kolejne ujęcie przenosi nas w czasie kilka lat później – do szkoły muzycznej w Katowicach. Oczyma wyobraźni widzimy już konserwatorium, sale koncertowe i słuchaczy na galowo. Ale tu następuje zwrot akcji.
[srodtytul]Dla kawałka akrylu[/srodtytul]
Grabek, jak się okazało, nie ma serca do codziennych wielogodzinnych ćwiczeń.
– A jeśli chcesz iść w klasykę, technikę musisz opanować do perfekcji – wyjaśnia. Przez 15 kolejnych lat ma incydentalny kontakt z instrumentem. Studiuje w Poznaniu, zajmuje się tłumaczeniami, zakłada rodzinę. Ale stara miłość nie rdzewieje. Ośmioletni związek ze skrzypcami nie poszedł w niepamięć.