Nie ma co ukrywać, że w tym roku taniec wyparł teatr na Re:wizjach. Wynik starcia 19:10 w liczbie pokazów i 5:0 w akcjach pokazywanych pierwszy raz.
Przebojem były dwa przedpremierowe wystawienia „Caffé latte“ – projektu trójmiejskiego teatru Dada von Bzdülöw i zespołu SzaZa, tworzonego przez Pawła Szamburskiego i Patryka Zakrockiego. Częściowo improwizowany spektakl miał nietypową formę (od monologu, poprzez koncert, aż po taniec z widzami), był zabawny i wciągający.
Co ciekawe, w tej opowieści o spotkaniach z ludźmi, literaturą, muzyką, miłości i... śmierci, snutej przez Leszka Bzdyla nie było lidera. SzaZa szalała ze swoimi instrumentami, wydobywając z nich wszelkiego rodzaju dźwięki, a partnerująca Bzdylowi Katarzyna Chmielewska zasłużyła na wielkie brawa nie tylko za jakość improwizacji, ale i za etiudę sensu stricto baletową.
Do najlepszych pokazów trzeba zaliczyć „Lalki“ – zmysłowy, improwizowany duet Pauliny Święcańskiej i Yaniva Mintzera (wystawiony w piątek w 1500 m2 do wynajęcia) oraz taneczny pastisz utrzymany w stylu kabaretu z lat 30. XX wieku przygotowany przez tancerki Bretoncaffe – Annę Godowską i Anitę Wach. Zespół Bretoncaffe to jedyny wykonawca „Improwizacji aleatorycznych“ w PKiN, który naprawdę porwał publiczność.
Znacznie lepiej z porywaniem publiczności poradzili sobie w sobotę muzycy. I nie tylko dlatego, że w repertuarze każdej z występujących grup pojawiał się jakiś wątek z filmów Stanisława Barei. Były to po prostu świetne występy. Tricphonix porwał niby-poważnym, a jednak nieco groteskowym jazzem. Ukelele Orkiestra – humorem i charyzmą. A Mama Selita wyjątkowo tego wieczoru żywiołowym funkiem. Koncert „Bareja Underground“ zamykał odbywający się niezależnie od Re:wizji, bardzo udany festiwal Zawsze z Bareją, który na tydzień zamienił kino Wars w świątynię peerelowskich absurdów.