Ten weekend w Filharmonii Narodowej miał należeć do Viktorii Mullovej, bo to jedna z najwybitniejszych skrzypaczek świata. Może jednak jest w kiepskiej formie albo też nie przywiązywała wagi do występu w Warszawie, bo wypadła przeciętnie.

Rozczarowanie było tym większe, że Viktoria Mullova wybrała piękny koncert skrzypcowy Jeana Sibeliusa. Jednak tylko momentami muzyka miała poetycki wdzięk i nie wiadomo, czy było to zasługą wykonawczyni, czy jej stradivariusa o pięknym brzmieniu.

W całym utworze narracja ciągle się rwała, wiele skrzypcowych fraz było niewykończonych, a co najgorsze, można było odnieść wrażenie, że Viktoria Mullova zupełnie się tym nie przejmuje.

Gwiazda zatem zawiodła, za to bohaterem wieczoru okazał się brytyjski dyrygent Adrian Leaper. Najpierw odkrył przed słuchaczami urok uwertury do opery zapomnianego XIX-wiecznego kompozytora. Takiej staranności w podejściu do „Montbara” Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego powinni się uczyć polscy dyrygenci. A wydarzeniem stała się prezentacja rzadko grywanej na koncertach muzyki Prokofiewa do filmu „Iwan Groźny” Eisensteina.

W ujęciu Adriana Leapera miała ona wyrazistą dramaturgię i świetnie wyważone proporcje brzmieniowe. Bardzo dobrze zaprezentował się też chór Filharmonii Narodowej, wzbogacając w ten sposób tę autentyczną kreację artystyczną Leapera.