[b]Czy stadion sportowy może inspirować reżysera? Czy prowokuje do niespodziewanych rozwiązań czy też wręcz przeciwnie – ogranicza?[/b]
Michał Znaniecki: Według reguł urbanistycznych stadion ma być neutralną, wręcz anonimową strukturą architektoniczną, która nie przytłoczy dziejących się na jego arenie wydarzeń sportowych. Wykorzystując zaś doświadczenia koncertów rockowych, można wybudować na murawie stadionu tradycyjną scenę prostokątną lub zaakceptować na potrzeby operowej inscenizacji jego kształty i linie. Elementem podstawowym mojej inscenizacji jest postać księżniczki Turandot, której płaszcz stanowi część chińskiego muru. To ona jest murem, jest bowiem instytucją, ostoją państwa, a nie osobą. Stąd też linie stadionu zainspirowały mnie do zbudowania spirali owego muru. A część murawy będzie rozjaśniona liniami świetlnymi, tak jakby to były naczynia krwionośne naszej bohaterki. Moja Turandot wyrasta ze stadionu i z nim jest połączona.
[b]Na ile fakt, że otrzymał pan zadanie stworzenia wielkiego widowiska pod gołym niebem, wpłynął w ogóle na pana sposób myślenia o tej operze Pucciniego?[/b]
Zawsze uważałem, że „Turandot” powinna się kończyć z momentem śmierci Liu. Daje to tej operze i jej bohaterom wymiar ludzki, psychologicznie uzasadniony, mniej stylizowany. Jednak realizując spektakl na ogromnej przestrzeni, nie można się bawić w takie niuanse. Finał, dokomponowany po śmierci Pucciniego przez Franca Alfano, nadaje się doskonale do wielkiego widowiska plenerowego, a dzięki niemu publiczność ma wrażenie uczestnictwa w wielkim show. Poszedłem jednak inną drogą. Zbudowałem świat, miasto, postaci przerysowane. Skamieniałe. Otwarta przestrzeń pozwala na konstrukcję niezwykłego miasta, w którym nie odróżniamy duchów od skamieniałych wojowników, a cały ten pejzaż ma wymiar wielkiej metafory ludzkich uczuć i emocji. Dyktatura Turandot wyssała z mieszkańców tego teatralnego Pekinu resztki wiary i miłości, resztki kolorów i marzeń. Każdy, kto dotknął księżniczki, skamienieje, jeśli nie odgadnie zagadek. Każdy, kto na nią spojrzy, straci limfę witalną. Każdy, kto jej pożąda, stanie się bezwartościowy i bezlitosny.
[b]Rozumiem ten sposób rozumowania, bo przecież „Turandot” to najbardziej monumentalna opera Pucciniego. Potężne chóry, tłumy statystów, wielkie dekoracje wydają się w sposób naturalny wpisane w styl inscenizacyjny. Co zrobić jednak, by nie przytłoczyć takimi widowiskowymi obrazami głównych bohaterów?[/b]