Na weneckiej projekcji "Himizu" panował tłok. To był pierwszy film fabularny, w którym odbiła się tragedia Japonii po 11 marca tego roku.
- Po trzęsieniu ziemi i wybuchu Fukushimy pomyślałem, że muszę zarejestrować rzeczywistość po katastrofie – mówił reżyser Sono Sion.
W japońskiej szkole nauczyciel mówi uczniom: "Nie przeżyliście do tej pory kataklizmu, ale Japonia jest silna i się podniesie. Musicie marzyć. Bo każdy człowiek jest niezwykłym kwiatem, który pięknie rozkwita".
Ale młody bohater filmu Sumida nie chce być niezwykły. Tęskni za normalnością. Jego ojciec wraca do domu tylko po pieniądze, wykrzykuje synowi, jak bardzo go nie chciał, i życzy mu śmierci. Matka odjechała z innym mężczyzną, zostawiając synowi kartkę: "Życzę ci pięknego życia". Chłopiec żyje pod miastem, nad rzeką, gdzie kiedyś rodzice wynajmowali spacerowiczom łódki. Wokół rozciąga się zdewastowany krajobraz: szczątki domów, połamane okna, pokruszone ściany, zniszczone, walające się sprzęty, czasem pralka czy dziecięca zabawka. W namiotach obok przystani ci, którzy od długich tygodni żyją w beznadziei, z dnia na dzień.