Właśnie wydała drugą płytę i promuje ją koncertem w samym centrum Warszawy.
– Julia rozłożyła mnie na łopatki. Dosłownie! Zakochałem się w głosie, w uczuciach, pasji i całej palecie emocji, jakie podarowała nam w swojej muzyce. Podziwiam ją i wiem, że to talent o niespotykanej skali, który na nowej płycie eksplodował z siłą supernowej – tak o Marcell mówi Michał Wardzała z Mystic Production, wydawnictwa odpowiedzialnego za drugą płytę „June". Album sprzedaje się bardzo dobrze, choć nie są to łatwe piosenki – fantastycznych melodii w utworach Julii Marcell nie brakuje, ale nie są to typowo popowe motywy do nucenia.
Marcell sama nazywa swoją muzykę classical punk, ale to mylący trop. Z punkiem nie ma nic wspólnego, z klasyką – też nie. Mimo że w jej zespole są altówka, skrzypce i wiolonczela, to często te instrumenty brzmią jak nowoczesne elektroniczne klawisze. Do tego hipnotyczny rytm i oniryczny, nierealny nastrój. Trudno te dźwięki opisać lub porównywać z pracami innych wykonawców. Może kołaczą się echa z płyt Björk, Kate Bush, Stiny Nordenstam, Jorane.
Julia Górniewicz, bo tak naprawdę nazywa się Julia Marcell, muzyką interesowała się od dziecka, jako nastolatka zaczęła grać na różnych instrumentach. Debiutowała w 2007 roku wydaną własnym sumptem epką „Storm", która jednak przeszła bez echa. Niezrażona, zaczęła wykorzystywać do dystrybucji muzyki Internet. Rok później wpadła na przewrotny pomysł: na jednym z muzycznych portali poprosiła o wsparcie. Odzew był niesamowity – zebrała niemal 50 tys. dolarów i za te pieniądze wydała świetny album „It Might Like You" (2008). CD zebrało znakomite recenzje także w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Posypały się propozycje koncertowe. I tak to się zaczęło. A jak się skończy?
Julia Marcell, skwer Hoovera, Warszawa, ul. Krakowskie Przedmieście 60a, bilety: 40 – 45 zł, rezerwacje: tel. 22 619 05 13, piątek (28.10), godz. 20.