Przed drugą turą prezydenckich wyborów zostałem poproszony o wypowiedź na Zjeździe Kół Prawa Konstytucyjnego. Temat: „Prezydentura wolności czy przyszłości?”. To było wyzwanie, bo wiedziałem, że w zależności od zwycięzcy moje wystąpienie będzie miało zupełnie inną treść. W zależności od wyborów dokonanych przez innych, ten sam kraj stanie się dla wielu osób albo trampoliną do radosnego skoku w przyszłość, albo intelektualnym więzieniem.
To z kolei uświadomiło mi, że demokracja poza swoim pięknem, kiedy własnym głosem decydujemy o swojej przyszłości, ma również w sobie okrucieństwo, bo wolą innych możemy zostać skazani na rzeczywistość, której nie akceptujemy.
Czytaj więcej
W społeczeństwie zakorzenione jest myślenie, że PiS dawało pieniądze, a PO je odbiera. Obudziło s...
Dyktatura i demokracja może przynieść ten sam niechciany efekt
Zastanawiałem się, ile razy moja wola znalazła odzwierciedlenie w rzeczywistości politycznej, która mnie otaczała. Pierwsze dwadzieścia siedem lat życia to była dyktatura komunistów, a więc system mi wrogi. W siedmiu demokratycznych wyborach prezydenckich tylko dwukrotnie wygrali kandydaci, na których głosowałem, a i oni nie do końca spełnili moje oczekiwania. Zatem tylko przez jedną szóstą życia ponosiłem odpowiedzialność za wybór prezydenta, zaś w okresie komunizmu i trzykrotnych wyborach prezydenckich władza była dla mnie nieakceptowalna.
Co zapewnia głowie państwa niezależność? Siła autorytetu i dorobek
To dość smutny bilans życia, gdy przez tyle lat musi się egzystować z władzą, z którą nie chce się mieć wiele wspólnego. Wychodzi na to, że dyktatura i demokracja może przynieść ten sam niechciany efekt. Jednak zdarzają się i sytuacje pozytywnie zaskakujące, bo w dwóch wyborach mój kandydat przegrał, ale zwycięzca okazał się naszym najlepszym prezydentem w historii. Nie głosowałem na niego, bo wtedy kojarzył mi się z tym okresem, o którym chciałem zapomnieć, a okazało się, że potrafił oderwać się od swojej przeszłości i w obliczu wyzwań przyszłości rozwinąć skrzydła, jak Pegaz.