W czwartek jest więc okazja do weryfikacji anegdot dotyczących jego temperamentu i zatopienia się w jego energetycznej tanecznej mieszance.
W Aokim płynie japońska krew, ale jego styl bycia jest raczej charakterystyczny dla Los Angeles, miasta, w którym się wychował. Karierę też zrobił w iście amerykańskim tempie – zaledwie cztery lata wystarczyły, by z małolata słuchającego hard core'u i punku stał się języczkiem u wagi sceny elektronicznej, remikserem najgorętszych grup oraz partnerem dla celebrytów parkietu.
W 2008 r. wydał mix-CD, na którym zamieścił przekrój najświeższych nagrań (od Justice po Klaxons) w specjalnych wersjach, wzbogaconych o wokale Santigold, Spank Rocka czy Uffie. Od tego czasu jego życiorys napuchł od prestiżowych wydarzeń w rodzaju belgijskiego „I Love Techno", a lista współpracowników jeszcze się wydłużyła.
Warto pamiętać, że o ile za Steve'em szaleją tłumy, o tyle krytycy już niekoniecznie. Ile w nim talentu, a ile lansu? Trudno powiedzieć. Ojciec Steve'a Rocky Aoki założył sieć japońskich restauracji rozsianych obecnie od Alaski po Chile. Syn odziedziczył smykałkę do interesów. Ma swoje wydawnictwo muzyczne, własną linię odzieżową, promował się poprzez grę wideo.
Nie brak głosów, że wykonawca ten ma już niewiele wspólnego z prawdziwym electro, o którym tak wiele mówił przy okazji „Pillowface and His Airplane Chronicles". Miejmy jednak nadzieję, że w 1500 m2 Do Wynajęcia pokaże coś zupełnie odwrotnego.