Życie pisane na taśmach. Natalia Kukulska - wywiad

To będzie jej pierwszy samotny Dzień Ojca. Natalia Kukulska mówi o pielęgnowaniu wspomnień związanych z tatą i o tym, na jakim etapie życia jest dziś. Opowiada też, jaką pamiątkę znalazła niedawno po mamie Annie Jantar.

Publikacja: 14.01.2012 00:01

Natalia Kukulska

Natalia Kukulska

Foto: Fotorzepa, Adam Burakowski

Tekst ukazał się w styczniowym wydaniu

miesięcznika Sukces

„Jedna z najbardziej znanych i cenionych polskich wokalistek o bardzo bogatym dorobku artystycznym. Utalentowana i pracowita. Perfekcjonistka...". To cytat z twojej strony internetowej.

Brakuje jeszcze całowania lustra...

Przyznasz więc, że nie jest to skromny wpis.

Przede wszystkim to jest tekst pisany o mnie, a nie przeze mnie. Czytałam dużo „lepsze". A poważnie mówiąc: na swój dorobek mam dowody w postaci chociażby siedmiu solowych płyt. Perfekcjonistką też bym się śmiało nazwała, bo mam taką naturę. Jednak ostatnimi cechami, o które mogłabym siebie posądzić, są przesadna pewność siebie i brak pokory. Ciągle się uczę. I gdy otwieram jedną szufladę, to mam wrażenie, jakbym otwierała puszkę Pandory. Im więcej poznaję, tym większą mam świadomość swojej niewiedzy. Nie tylko w kwestii zawodowej. Potrzebowałam też sporo czasu, by spojrzeć na siebie w oderwaniu od kontekstu. Bo w moim życiu zawsze był jakiś kontekst. Rodziców, tego, że wszyscy mi współczuli po stracie mamy. Był też kontekst śpiewającego dziecka. Potrzebowałam odnaleźć siebie. Chciałam wiedzieć, co tak naprawdę znaczę i kim jestem.

Jesteś tworem swojego taty?

Czasem myślę, że nawet jego potworem! (śmiech) Ale to chyba oczywiste, że on mnie kształtował i miał spory wpływ na to, kim dziś jestem. Teoretycznie moje życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Mogłam zaprotestować! Zostać, nie wiem, lekarzem, ekonomistą... Jednak nigdy nie umiałam sobie nawet tego wyobrazić. Teraz patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się, w którą stronę pójdą. A mój tata? Chciał mi dać wszystko podwójnie. Może przez to jego opieka była mocna, czasem nadgorliwa. Tata był bardzo ciepły, rodzinny. Pod tym względem mam wrażenie, że nigdy emocjonalnie się nie rozwinął. Z bezwarunkowej miłości do mnie, do moich dzieci był w stanie zrobić wszystko.

Niedługo minie rok, odkąd go nie ma. Twój tata mówił, że nosi w sobie bombę. Ale gdyby ciągle o tym myślał, to by zwariował. Zamiast więc szaleć z niepokoju, wolał szaleć w życiu...

Miał w sobie wiele lęków. Każdy dzień był kradziony. Choroba coraz mocniej oddziaływała też na jego psychikę. A ja chorowałam razem z nim. Codziennie budziłam się z myślą, że zadzwoni telefon z tą najgorszą wiadomością. Uspokoiłam się trochę po ostatniej operacji taty, w maju zeszłego roku. Bo wydawało się, że najgorsze za nami. A stało się jak w tym przysłowiu: operacja się udała, tylko pacjent nie przeżył. Jego śmierć, pomimo ciężkiej choroby, była dla nas szokiem. On do końca bał się nie o siebie, tylko o nas.

Czego się bał?

Że komuś coś się stanie. Że ktoś zachoruje, nie dojedzie, nie doleci. Tata, od kiedy pamiętam, żył też moim zawodowym życiem. Nawet gdy już razem nie pracowaliśmy, on codziennie do mnie dzwonił, radził, chciał coś omawiać.

A chwalił?

I to było bardzo dziwne. Bo z jednej strony mnie motywował największymi komplementami (choć moim zdaniem, nieobiektywnymi), a z drugiej – był najsurowszym krytykiem. I jak to rodzic: uważał, że jestem wyjątkowa i najlepsza, po czym wymagał...

Taty spojrzenie na muzykę, choć często inne od mojego, na pewno we mnie głęboko siedzi. W ogóle jego spojrzenie na wszystko...

I mówił, że stać cię na więcej?

Krytykował nasz show-biznes. Mówił, że nie powinnam w coś wchodzić, iść na kompromis. Bo zasługuję na lepsze traktowanie i szacunek. Nie głaskał mnie. Podobnie jak moja babcia. „Byłaś cudowna, genialna...". Zdarzały się i takie słowa, ale tylko wtedy, gdy naprawdę tak uważali. Na bezkrytyczną recenzję mogę za to zawsze liczyć ze strony teściów. Mówię im: „Było fatalnie". A oni na to: „Natusiu, nieprawda, ty zawsze się tak nisko cenisz".

Ciężko było być córką swojego ojca?

Nasza relacja była niezwykle bliska. Ale była też partnerska. Moi znajomi przyjaźnili się z moim tatą i nie czuć było różnicy pokoleń. Umieliśmy się śmiać, jednak czasem potrafiliśmy toczyć zażarte dyskusje. Gdy dużo pracowałam, marzyło mi się, by usiąść całą rodziną do obiadu i nie rozmawiać o muzyce, o mnie, o sprawach zawodowych. Prosiłam: porozmawiajmy o czymś innym. Choćby o tym, co kwitnie w ogrodzie. Ale nie dało się.

Często się spieraliście?

Mieliśmy często różne spojrzenie i żadne z nas nie odpuszczało. Dlatego później zdarzały się ciche dni. Zwykle szybko się jednak łamałam i dzwoniłam. Bałam się o niego.

Gryzłaś się więc w język i...

Tata pielęgnował w sobie mój obraz z czasów, gdy miałam 19 lat. Nosiłam wtedy długie, kręcone, ciemne włosy. Byłam dziewczęca, roześmiana. Wiedział, że dojrzewam, także w artystycznym sensie. Jednak nie wszystkie moje wcielenia mu się podobały. Nie potrafił odpuścić i zawsze musiał skomentować, czy to jakieś wydarzenie, czy nawet mój wygląd. Marudził: „Wczoraj miałaś taką ładną fryzurę, a dziś jakoś tak gorzej”. Albo: „Zmęczona jesteś na buzi, musisz odpocząć”. Miałam czasem wrażenie, że przed babcią i tatą powinnam występować w pełnej stylizacji, by zawsze wszystko było na miejscu. Czasem prosiłam ich: „Dajcie mi w domu trochę luzu, oszczędźcie komentarzy”.

Jest taka teoria: wnuki się rozpieszcza, a własne dzieci trzeba uczyć życia.

I tata cały czas mnie tego życia uczył. Dawał mi rady, chciał się mną opiekować. A ja przecież chciałam być samodzielna. Dopiero po latach zobaczył, że jestem niezależna, że mam własną drogę. Zaczęło mu się podobać to, co robię. Był ze mnie niezwykle dumny. W naszych relacjach pomagało nam, że mieliśmy wspólne poglądy na życie. I poczucie humoru też.

W jakim stylu?

Angielskim. Albo raczej: abstrakcyjnym. Tata był duszą towarzystwa, mistrzem anegdoty. Nawet w najbardziej poważnej sytuacji przychodziły mu do głowy głupoty. Nieraz atmosfera była gęsta, a on nachylał się do mnie i teatralnym szeptem mówił: „Teraz coś się wydarzy”. Jak dzieci na lekcji potrafiliśmy się dusić ze śmiechu.

Tata cały czas uczył mnie życia. Dawał rady, chciał się mną opiekować. A ja zawsze chciałam być samodzielna. Dopiero po latach zobaczył, że jestem niezależna, że mam własną drogę. Zaczęło mu się podobać to, co robię. był ze mnie dumny

Chciałaś się czasem ojcu przypodobać?

Przeciwnie! Tata mówił: „Nie znam bardziej upartego człowieka od ciebie”. Jednak nigdy nie robiłam mu na złość. Wiedziałam swoje. Życie nauczyło mnie, że z decyzji, które podejmuję, jestem potem rozliczana tylko ja. Nikt inny. Ani tata, ani babcia, ani przyjaciółka.

Miałaś ochotę odciąć się od nazwiska?

Moje dziecięce śpiewanie ciągnie się za mną do dziś. Choć tak naprawdę zajęło mi bardzo mało czasu. Pamiętam, że kilka razy weszłam do studia w wakacje. Ze śpiewania wtedy wycofał mnie tata. Zobaczył, jaki szał ogarnął Polskę. Chciał, żebym miała w miarę normalne dzieciństwo, żeby mi nie odbiło. Chciał, żebym miała szkołę, podwórko, zabawę i zwykłe obowiązki dziecka. Chciał mi też zaoszczędzić złośliwości. Chronił mnie. Bo już wtedy pojawiały się komentarze w stylu: „Ojciec tresuje córkę”, „Zarabia na niej pieniądze”... A to ja, mając siedem lat, namówiłam go, by napisał dla mnie piosenkę. Zarobki były z tego żadne – to były inne czasy. Gdy tata przerwał moją przygodę z piosenką, ciągle żyłam myślą, że kiedyś wrócę do śpiewania. Poznawałam muzyków, próbowałam sił na jamach w klubach muzycznych. Przy pierwszej „dorosłej” płycie tata pomagał mi w produkcji. Przychodził do studia, był przy miksach. Mówił, co sądzi. Na kolejnej płycie, którą robiłam z Wojtkiem Olszakiem, też było kilka piosenek taty. Największym przebojem z płyty „Puls” stała się właśnie jego kompozycja „Im więcej ciebie, tym mniej”. Napisał ją pod pseudonimem.

Z czasem więc role się odwróciły i to ty go chroniłaś?

Tak, choć ten pseudonim to był jego pomysł. Chciał również uniknąć złośliwości i skojarzeń. Potem próbowałam go chronić przed plotkami, bo bardzo się nimi przejmował. Nie przyzwyczaił się do nowych czasów. Przed laty gazet było dosłownie kilka i można było zapanować nad mediami. Teraz to niemożliwe. Piszą, co chcą, a tatę wkurzała niesprawiedliwość.

Łatwo jest wypełnić pustkę po kimś, kto był tak ważną częścią twojego życia?

To niewykonalne. W myślach wszystko odnoszę do niego. To miejsce w sercu cały czas mam nim wypełnione. Na szczęście mam dla kogo żyć. Mam rodzinę. Nie żyję tylko dla siebie.

A muzycznie będzie ci go brak?

Ostatnią płytę „CoMix” robiliśmy już samodzielnie, tylko z moim mężem Michałem Dąbrówką. Kompozycje, teksty, produkcja. To było duże wyzwanie, ale właśnie w tę stronę chcę się rozwijać. Zaczęłam być nie tylko wykonawcą, ale i twórcą tego, co wykonuję. Zresztą już na poprzednim albumie „Sexi Flexi” wszystkie utwory to moje współkompozycje. Płyta powstawała w teamie z Planem B, czyli Bartkiem Królikiem i Markiem Piotrowskim – oni ją produkowali. Wzięliśmy na płytę też współkompozycję moją i taty. Nagrałam ją po angielsku. Na płycie ma tytuł „In silence”. A w polskiej wersji, na reedycji albumu – „Tak musiało być”.

Piosenka nominowana teraz w kategorii Superprzebój Opole 2011 to „Wierzę w nas”. Czyli w kogo?

Śpiewam o Michale i o sobie. To drugi singiel z „CoMixu”, bardzo osobisty. Piosenka wyznanie. Na tej płycie nie ma wielu tematów miłosnych. Zresztą trudno się o nich pisze, bo łatwo wpaść w banał. Tymczasem to wyznanie przemieszane jest z lękami, które w moim przypadku są chyba uzasadnione. Strata bliskiej osoby jest najtrudniejszym doświadczeniem w życiu. Staram się cieszyć tym, co mam tu i teraz. Jednak wyobraźnia i wrażliwość odbierają mi naiwną beztroskę. Dlatego łapię się tego, co najważniejsze, i kolekcjonuję piękne chwile.

W piosence „In silence” śpiewasz bardzo osobiście: „Wiem, że nie zmieniłabym żadnej z naszych wspólnych chwil. Z nich powstało to, co w nas już zawsze będzie trwać...”.

Tak, to najbardziej wyniosły tekst, jaki napisałam, ale tylko takie emocje pasowały do tej kompozycji, zresztą bardzo pięknej. Taty spojrzenie na muzykę, choć często inne od mojego, na pewno we mnie głęboko siedzi. W ogóle jego spojrzenie na wszystko... Pamiętam, że jak nagrywaliśmy „CoMix”, tata przychodził do studia, zamykał oczy, słuchał. Czasem mówił, że coś nie chwyci. Powtarzał, że przeceniam polskiego odbiorcę, ale artystycznie bardzo mu się podobało. Puszczaliśmy mu już prawie gotowe utwory. Bo jak coś nie było skończone, dopieszczone, to pojawiała się lista uwag. Chciał się wykazać czujnością.

Brakuje ci jego głosu?

Tak, choć w większości sytuacji wyczuwam, co by powiedział. Niedawno porządkując rzeczy taty, znalazłam w pudełku kasety magnetofonowe. Z ciekawości włączyłam i... Nie miałam pojęcia, że nagrywał mnie od urodzenia. Jest tam głos taty, który mówi: „Teraz Natusia ma dwa miesiące”. W tle słychać gaworzenie. Są nagrania z czasu, gdy miałam pół roku, rok, dwa lata. Nigdy mi tego nie pokazał.

Dlaczego?

Właśnie tego nie wiem. Czy to wynika z jego bałaganiarstwa? Wtedy byłaby to proza życia (śmiech). Bo on nigdy nie pamiętał, gdzie co położył. Mieszkał w lekkim chaosie. Obrastał w stosy dokumentów, papierów, rachunków. Ale jest i inne wytłumaczenie: na tych kasetach są nagrane moje rozmowy z mamą, jej głos. Mama w roli domowej. Po raz pierwszy mogłam usłyszeć siebie w relacjach z nią. Jest tam nagrany mój pierwszy z nią duet. Śpiewamy jakieś piosenki dla dzieci. Mam dwa lata, ledwo mówię, ale próbuję coś nucić. Mówię wierszyk, pacierz.

Niesamowite...

Dla mnie to znalezisko ma w sobie coś magicznego. Nic nie pamiętam z tamtego okresu. I nagle usłyszałam siebie mówiącą do mamy. No i mamę, która mi odpowiada. Słyszę, jak żartujemy, droczymy się, słyszę sceny z normalnego życia... Mój głos mówiący: „Mamunia ślicznie śpiewa, a tata jest grubas”. Tata się śmiał. Podpuszczali mnie, żebym coś powiedziała. Jest tu też kompozycja taty, sam instrumental, z zapowiedzią: „Dla Natusi i jej mamusi na naszą pierwszą Gwiazdkę”. Coraz częściej myślę, że dobrze się stało, iż dopiero teraz odnalazłam te kasety. Część dzieciństwa utraciłam. A to jest jak nagroda. Potwierdzenie, że byłam bardzo kochanym dzieckiem i miałam normalny dom.

„Jedna z najbardziej znanych i cenionych polskich wokalistek o bardzo bogatym dorobku artystycznym. Utalentowana i pracowita. Perfekcjonistka...”. To cytat z twojej strony internetowej.


Brakuje jeszcze całowania lustra...

Zobacz film z sesji zdjęciowej Natalii Kukulskiej. Zdjęcia i montaż: Mikołaj Tocki

Przyznasz więc, że nie jest to skromny wpis.


Przede wszystkim to jest tekst pisany o mnie, a nie przeze mnie. Czytałam dużo „lepsze”. A poważnie mówiąc: na swój dorobek mam dowody w postaci chociażby siedmiu solowych płyt. Perfekcjonistką też bym się śmiało nazwała, bo mam taką naturę. Jednak ostatnimi cechami, o które mogłabym siebie posądzić, są przesadna pewność siebie i brak pokory. Ciągle się uczę. I gdy otwieram jedną szufladę, to mam wrażenie, jakbym otwierała puszkę Pandory. Im więcej poznaję, tym większą mam świadomość swojej niewiedzy. Nie tylko w kwestii zawodowej. Potrzebowałam też sporo czasu, by spojrzeć na siebie w oderwaniu od kontekstu. Bo w moim życiu zawsze był jakiś kontekst. Rodziców, tego, że wszyscy mi współczuli po stracie mamy. Był też kontekst śpiewającego dziecka. Potrzebowałam odnaleźć siebie. Chciałam wiedzieć, co tak naprawdę znaczę i kim jestem.

Jesteś tworem swojego taty?


Czasem myślę, że nawet jego potworem! (śmiech) Ale to chyba oczywiste, że on mnie kształtował i miał spory wpływ na to, kim dziś jestem. Teoretycznie moje życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Mogłam zaprotestować! Zostać, nie wiem, lekarzem, ekonomistą... Jednak nigdy nie umiałam sobie nawet tego wyobrazić. Teraz patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się, w którą stronę pójdą. A mój tata? Chciał mi dać wszystko podwójnie. Może przez to jego opieka była mocna, czasem nadgorliwa. Tata był bardzo ciepły, rodzinny. Pod tym względem mam wrażenie, że nigdy emocjonalnie się nie rozwinął. Z bezwarunkowej miłości do mnie, do moich dzieci był w stanie zrobić wszystko.

Niedługo minie rok, odkąd go nie ma. Twój tata mówił, że nosi w sobie bombę. Ale gdyby ciągle o tym myślał, to by zwariował. Zamiast więc szaleć z niepokoju, wolał szaleć w życiu...


Miał w sobie wiele lęków. Każdy dzień był kradziony. Choroba coraz mocniej oddziaływała też na jego psychikę. A ja chorowałam razem z nim. Codziennie budziłam się z myślą, że zadzwoni telefon z tą najgorszą wiadomością. Uspokoiłam się trochę po ostatniej operacji taty, w maju zeszłego roku. Bo wydawało się, że najgorsze za nami. A stało się jak w tym przysłowiu: operacja się udała, tylko pacjent nie przeżył. Jego śmierć, pomimo ciężkiej choroby, była dla nas szokiem. On do końca bał się nie o siebie, tylko o nas.

Sukienka Zara

Czego się bał?


Że komuś coś się stanie. Że ktoś zachoruje, nie dojedzie, nie doleci. Tata, od kiedy pamiętam, żył też moim zawodowym życiem. Nawet gdy już razem nie pracowaliśmy, on codziennie do mnie dzwonił, radził, chciał coś omawiać.

A chwalił?


I to było bardzo dziwne. Bo z jednej strony mnie motywował największymi komplementami (choć moim zdaniem, nieobiektywnymi), a z drugiej – był najsurowszym krytykiem. I jak to rodzic: uważał, że jestem wyjątkowa i najlepsza, po czym wymagał...

Taty spojrzenie na muzykę, choć często inne od mojego, na pewno we mnie głęboko siedzi. W ogóle jego spojrzenie na wszystko...

I mówił, że stać cię na więcej?


Krytykował nasz show-biznes. Mówił, że nie powinnam w coś wchodzić, iść na kompromis. Bo zasługuję na lepsze traktowanie i szacunek. Nie głaskał mnie. Podobnie jak moja babcia. „Byłaś cudowna, genialna...”. Zdarzały się i takie słowa, ale tylko wtedy, gdy naprawdę tak uważali. Na bezkrytyczną recenzję mogę za to zawsze liczyć ze strony teściów. Mówię im: „Było fatalnie”. A oni na to: „Natusiu, nieprawda, ty zawsze się tak nisko cenisz”.

Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne