- To najlepszy big-band jaki w Polsce słyszałem - powiedział mi Marek Karewicz, legendarny fotograf, laureat tegorocznego Złotego Fryderyka, który był gościem specjalnym Zadymki, a słyszał niemal wszystkie ważne koncerty jazzowe, jakie się na naszych scenach odbyły.
Cechą charakterystyczną każdej orkiestry jest jej brzmienie, na które wpływają aranżacje, dyrygent i muzycy. Każdy z wielkich liderów: Benny Goodman, Glenn Miller, Count Basie, Duke Ellington czy Gil Evans znalazł własny klucz do uzyskania oryginalnego brzmienia. Tajemnicą Marii Schneider, uczennicy Evansa, pozostanie, jak każda kierowana przez nią orkiestra wznosi się na jazzowy Everest. W sobotni wieczór w Teatrze Polskim nasz big-band zrównał się z najlepszymi.
Przed wizytą w Bielsku dyrygentka przesłała muzykom Silesian Jazz Orchestra, utworzonej z wykładowców, absolwentów i studentów katowickiej Akademii Muzycznej, swoje nuty i nagrania. Big-band odbył z nią tylko trzy próby, a w bielskim Teatrze Polskim wydawało się, jakby grali ze sobą od zawsze. Przed koncertem Maria Schneider otrzymała nagrodę Anioła Jazzu przyznawaną przez Stowarzyszenie Sztuka Teatr, a ufundowaną przez Prezydenta Miasta Bielsko-Biała. - To najcięższa nagroda, jaką kiedykolwiek dostałam - powiedziała po tym, jak teatralnie ugięła się pod ciężarem statuetki anioła z saksofonem.
Serdeczne i gromkie oklaski dodały jej skrzydeł. Promieniała radością, która musiała dodać pewności siebie muzykom. Ale kiedy podniosła dłonie, by rozpocząć „Concert in the Garden", była skupiona. Utwór rozpoczął się nietypowo od solówki akordeonisty Cezarego Paciorka. Słodkie dźwięki roztoczyły w zabytkowym wnętrzu kameralnego teatru magiczną aurę. Schneider zasłuchała się w dialog akordeonu z fortepianem Pawła Tomaszewskiego i wydawało się, że nie chce go przerwać innymi instrumentami. Kiedy dała znak sekcjom instrumentów dętych, te zagrały delikatnie, by nie burzyć nastroju kontemplacji urokliwego brzmienia. Przyjemnie było patrzeć, z jaką gracją dyryguje.
Maria Schneider przedstawiła różnorodne kompozycje. Był dramatyczny blues ze znakomitą, ekspresyjną solówką trębacza Jerzego Małka, za to w utworze „Last Season" łagodnie zabrzmiała trąbka skrzydłówka Marcina Gawdzisa. Perkusista Paweł Dobrowolski nasycił rytmami temat zainspirowany pierwszą wizytą kompozytorki w Brazylii. - Spotkanie z Paco de Lucią zmieniło moje życie - podkreśliła Schneider zapowiadając „Journey Home", a puzonista Jacek Namysłowski zagrał tu efektowne solo.