Pisał dla mnie Mickiewicz

3 lipca 2012 przypada dziesiąta rocznica śmierci piosenkarki Łucji Prus

Publikacja: 03.07.2012 01:01

Pisał dla mnie Mickiewicz

Foto: ROL

Rozmowa Krzysztofa Masłonia z Łucją Prus z archiwum Rzeczpospolitej, maj 1995 r.

Film o pani, obok obrazu o Fryderyce Elkanie, kończy telewizyjny cykl Janusza Horodniczego i Krzysztofa Wojciechowskiego "Gwiazdy tamtych lat". Nie za wcześnie jeszcze na takie nostalgiczne wspomnienia?

Nie ukrywam, że w pierwszym odruchu na tę propozycję, powiedziałam: Boże, czy to już rzeczywiście tyle lat?

Na wszelki wypadek uściślę, że chodzi o "gwiazdy tamtych lat", a nie o "gwiazdy z tamtych lat".

Tak czy inaczej zawsze musi być jakaś cezura czasowa. W takich filmach nie można pokazywać gwiazd "z przedwczoraj". Po chwili zastanowienia, zgodziłam się. Wiadomo kiedy zaczęłam śpiewać, kiedy występowałam. A upływ czasu jest sprawą oczywistą.

W jakim okresie czuła się pani prawdziwą gwiazdą polskiej piosenki?

Nie chcę, żeby to zabrzmiało fałszywie, ale gwiazdą nie czułam się nigdy. Wydaje mi się, że gwiazda ma zupełnie inny status, także psychiczny. Podejrzewam też, że jest to ktoś, kto wszystko stawia na jedną kartę. Ja tego nigdy nie robiłam. Nie wiem zresztą, czy popularność równa się gwiazdorstwu. Jak się panu wydaje?

Też nie jestem tego pewny, ale jakąś miarą są w końcu koncerty, nagrane płyty, obecność w mediach.

I to wystarczy?

Prawdopodobnie nie.

Mnie się też tak wydaje. Może i dlatego, że tych koncertów, festiwali, płyt nie było aż tak wiele.

Ile nagrała pani płyt?

Trzy. Chyba zbyt mało, ale zawiniła tu moja skłonność do - jak to dziś oceniam - perfekcjonizmu. Wydawało mi się, że moja płyta musi być doskonała pod każdym względem, niezwykle starannie dobierałam repertuar - muzyczny i tekstowy. W efekcie przygotowanie pierwszej płyty, zatytułowanej po prostu "Łucja Prus", trwało bardzo długo. Dzisiaj pewnie nie przywiązywałabym do tego aż tak wielkiej wagi.

Dlaczego?

Słucham przecież wielu płyt i dostrzegam, że wystarczą 2-3 dobre utwory, a całą resztę "zapycha się watą". Tego nie robiłam, być może - niestety, skoro są tylko te trzy płyty.

Dyskografia pani jest jednak obszerniejsza, zawiera bowiem wiele nagrań radiowych, udział w rozmaitych przedsięwzięciach zbiorowych, składankach. Pracowała pani m. in. z Janem Ptaszynem-Wróblewskim i jego zespołem SPPT Chałturnik.

Także z wieloma innymi muzykami. Cóż, powtórzę, że perfekcjonizm, o którym mówiłam, obrócił się w końcu przeciwko mnie. Może dlatego tak mi teraz zależy, żeby wydać na kompaktach swój repertuar, w którym jest-- i tu już nie chcę być fałszywie skromna, bo to nie ma sensu - sporo wartościowych rzeczy. Są to utwory ze wspaniałymi tekstami, na które zawsze zwracałam uwagę, i świetną muzyką.

Czy chce pani nagrać je w nie zmienionym kształcie, czy w nowych opracowaniach i zmienionej aranżacji?

Zastanawiam się nad tym, nie wiem, czy słuchacze nie oczekują moich piosenek dokładnie w tym samym brzmieniu, w tej samej wersji, jaką zapamiętali sprzed lat. Spotykam się z tak wieloma wyrazami sympatii, którymi jestem szczerze wzruszona i zaskoczona. Wydawać by się przecież mogło, że cóż znaczą jakieś tam piosenki, a tu nagle spotykam kogoś, dla kogo jest to istotny kawałek jego życia. Może więc powinnam podarować słuchaczom raz jeszcze ich młodość, ich samych z tamtego czasu. Sama niewątpliwie zaśpiewałabym te piosenki już inaczej, bo jestem kimś zupełnie innym niż w latach 60. i 70.

Które z pani utworów słuchacze najlepiej zapamiętali?

"W żółtych płomieniach liści", ale proszę sobie wyobrazić, że niektórzy wspominają jeszcze mój debiut w Opolu, gdy zaśpiewałam "Nic dwa razy się nie zdarza". Stanowiło to wówczas duże zaskoczenie, bo był to przecież bardzo piękny wiersz Wisławy Szymborskiej z muzyką Andrzeja Mundkowskiego.

Niedawno nagrał go, zupełnie inaczej, "Maanam". Co czuje pani, słuchając Kory śpiewającej ten wiersz?

Dobrze, że tak wspaniały utwór trwa.

Współpraca ze "Skaldami" zaowocowała nie tylko klasycznym już nagraniem piosenki śpiewanej razem z Jackiem Zielińskim - "W żółtych płomieniach liści".

Zaczęło się od telewizyjnego programu Agnieszki Osieckiej "Gusła", do którego muzykę napisał Andrzej Zieliński. Właśnie z tego programu pochodzi wymieniana tu piosenka i kilka innych jeszcze utworów. Nagraliśmy m. in. taką zabawną piosenkę "Pod śliwką" i proszę sobie wyobrazić, że po latach dowiedziałam się, iż jest ona powszechnie znana wśród... żeglarzy. Śpiewaja sobie przy ogniskach o tym, jak "idzie diabeł ścieżką krzywą".

Okazało się zatem, że śpiewała pani także i szanty.

Na to wyszło, a informacja ucieszyła mnie tym bardziej, że pochodziła od mojej córki jeżdżącej na obozy żeglarskie. "Pod śliwką", jak widać, żyje sobie swoim życiem.

A czy śpiewając "W żółtych płomieniach liści" miała pani świadomość wykonywania utworu politycznego?

Żartuje pan.

Nic podobnego. Autorka tekstu stwierdziła jakiś czas temu, że dała w tej piosence upust swemu żalowi po wyjeździe Żydów z Polski w 1968 r.

Przecież ja tę piosenkę śpiewałam trzy lata później. Trudno mi jednak komentować intencje autorki. Sama zapamiętałam raczej uwagi kolegówmuzyków, którym piosenka ta kojarzyła się erotycznie: "wśród ptaków wielkie poruszenie".

Pozostańmy przy tekstach. Kto pisał dla pani poza Agnieszką Osiecką?

Szekspir z Miłoszem - piosenka "Szedł chłopiec ze swoją dziewczyną" pochodzi z "Jak wam się podoba". I Mickiewicz. Poważnie. Nagrałam siedem "Sonetów krymskich" z muzyką Włodzimierza Nahornego. Jak sądzę, przyniosło to interesujący efekt, ponieważ "Stepy Akermańskie" w tej wersji uzyskują może nie zupełnie inny, ale jakże indywidualny kontekst. Śpiewałam te "Stepy Akermańskie" swojej córce, kiedy była jeszcze malutka. Pytała się potem: Mamo, co to jest wążśliskąpiersią? A to ów wąż, o czym powinniśmy pamiętać z lekcji polskiego, "dotykał się zioła".

Śpiewała pani nie tylko dla córki, także dla innych dzieci, prowadząc coś w rodzaju edukacyjnej działalności muzycznej dla naszej dziatwy.

Powiedziałabym raczej, że traktowałam to jako wypełnienie swojego obowiązku. To jest tak, że każdy z nas powinien na swoim malusieńkim odcinku, na którym się porusza, starać się zrobić coś pożytecznego nie tylko dla siebie. Powinniśmy pielęgnować nasze tradycje po to, żeby nie dać się tak zupełnie zdominować przez wpływy pozaeuropejskie. Dlatego nagrałam piosenki, które pisali Noskowski, Konopnicka, Jachowicz.

Mówi pani o płycie kompaktowej i kasecie "Dla dzieci od lat trzech".

Tak, jest to reedycja płyty analogowej. Powinnam wytłumaczyć te tytułowe "trzy lata". Wiem, że jest to najważniejszy moment w życiu małego człowieka. Jeżeli w tym wieku nie zostanie pobudzona wyobraźnia muzyczna, bezpowrotnie tracimy czułego, wrażliwego słuchacza.

Akompaniuje pani na tej płycie orkiestra symfoniczna.

Tak. Płyta jest wspaniale opracowana muzycznie przez Adama Sławińskiego, a orkiestrą dyrygował Jerzy Maksymiuk. Potraktowaliśmy dzieci poważnie, jak dojrzałych, wytrawnych słuchaczy. Szczególnie zależało mi na tym, żeby i wykonanie, i materiał, jaki przedstawiam były na wysokim poziomie.

Jedno z nazwisk umieszczonych na okładce tej płyty budzi szczególne wzruszenia. Otóż częścią utworów dyryguje i zapowiada je Jerzy Wasowski.

Była to moja inicjatywa. Taka płyta nie mogła obejść się bez pana Wasowskiego, na którego wspaniałych piosenkach dla dzieci, granych w radiu, wychowaliśmy się w Polsce prawie wszyscy. Jest to część jego twórczości, jakby do tej pory jeszcze nie odkryta na nowo. A któż inny mógłby napisać uroczą muzykę do wierszyka "Raz swawolny Tadeuszek". Możemy śmiać się z dydaktycznego wydźwięku tych wierszyków o Tadeuszku i Andzi, ale nie wiem, czy warto udawać przed samymi sobą, że są one niepotrzebne nam i naszym dzieciom.

Czy w pani aktualnym repertuarze są nowe, nie znane piosenki?

Tak. Część z nich jest jednak jeszcze w fazie "stawania się". Myślę o ostatnich, napisanych specjalnie dla mnie, tekstach Jonasza Kofty, do których powstaje muzyka.

Długo.

Długo, ale są to ważne teksty, które chciałabym nagrać z taką muzyką i w taki sposób, na jaki zasługują.

Jak pani, znana z piosenek lirycznych, przyjmuje dający się zauważyć od dwóch lat nawrót zainteresowania tego rodzaju twórczością, nie tylko poezją śpiewaną. Jak np. odbiera pani Grzegorza Turnaua?

Jego znakomicie. Nie jestem natomiast zachwycona tym, co dzieje się z tzw. piosenką aktorską. Brakuje mi w niej innych kolorów i barw. Powiedziałabym, że jej ekspresja jest zbyt jednorodna i dlatego to, co robi Turnau, wydaje się interesujące. On po prostu dobrze śpiewa.

"Łucja Prus i Skaldowie: "W żółtych płomieniach liści"

Rozmowa Krzysztofa Masłonia z Łucją Prus z archiwum Rzeczpospolitej, maj 1995 r.

Film o pani, obok obrazu o Fryderyce Elkanie, kończy telewizyjny cykl Janusza Horodniczego i Krzysztofa Wojciechowskiego "Gwiazdy tamtych lat". Nie za wcześnie jeszcze na takie nostalgiczne wspomnienia?

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla