Reklama
Rozwiń

Wybitny amerykański saksofonista zagra z kwartetem na festiwalu Jazz na Starówce

Sobotni koncert amerykańskiego saksofonisty Erniego Wattsa zakończy tegoroczną edycję festiwalu Jazz na Starówce – pisze Marek Dusza

Publikacja: 24.08.2012 08:51

Sobotni koncert amerykańskiego saksofonisty Erniego Wattsa zakończy tegoroczną edycję festiwalu Jazz

Sobotni koncert amerykańskiego saksofonisty Erniego Wattsa zakończy tegoroczną edycję festiwalu Jazz na Starówce

Foto: Materiały Organizatora

Kto lubi łagodne brzmienie saksofonu i jazz głównego nurtu nie może przegapić występu dwukrotnego zdobywcy nagrody Grammy Erniego Wattsa. Saksofonista wystąpi ze swoim europejskim kwartetem grając standardy i własne kompozycje. Wcześniej słyszeliśmy go m.in. z grupą Charliego Hadena Quartet West.

To z Hadenem zdobył światowy rozgłos, choć w USA był cenionym sidemanem już dużo wcześniej. Razem nagrali urokliwe albumy: „Always Say Goodbye" powstały z miłości obu gentelmanów do starych amerykańskich filmów kryminalnych i „The Art of the Song" w hołdzie nieśmiertelnym piosenkom i wspaniałym interpretacjom Shirley Horn i Billa Hendersona.

Watts zaczął grać na saksofonie w wieku 13 lat. Po prostu zapisał się na szkolne zajęcia z muzyki i po pierwszych wrócił do domu z saksofonem. Zaczął ćwiczyć zapamiętale i szybko robił postępy. - Nikt nie musiał zachęcać mnie do ćwiczeń - wspomina artysta. Zdobył stypendium Wilmington Music School i zaczął studiować muzykę klasyczną. W nagrodę matka kupiła mu gramofon i kartę klubu płytowego. Pierwszym albumem, jaki położył na talerz gramofonu był „Kind of Blue" Milesa Davisa. - Kiedy pierwszy raz usłyszałem Johna Coltrane'a, byłem porażony, jakbym włożył rękę w gniazdo elektryczne - twierdzi Watts.

Od tamtego momentu zaczął uczyć się jazzowych solówek Coltrane'a ze słuchu, gromadził wszystkie jego płyty. Pierwszy jazzowy angaż przyszedł z big-bandu Buddy'ego Richa. Z nim objechał pół świata. Później szlifował swój indywidualny styl w orkiestrach Geralda Wilsona i Olivera Nelsona. Z Nelsonem odbył tournée po Afryce. Przez dwadzieścia lat występował w popularnym The Tonight Show grając u boku Doca Severinsena. Nie przeszkodziło mu to nagrać solówek na dwa albumy soulowego wokalisty Marvina Gayea. Jego saksofon słychać także na ścieżce dźwiękowej filmu „Grease", a klarnet w „Kolorze purpury". Dzięki niezwykle ciepłemu brzmieniu stał się wziętym sidemanem.

Ten charakterystyczny ton jego instrumentu polubili muzycy grupy Steely Dan, do studia zaprosiła go Aretha Franklin. Przełomem w jego karierze był jednak udział w grupie Pat Metheny's Special Quartet, gdzie spotkał Charliego Hadena. Razem założyli Quartet West nagrywając cenione przez jazzfanów albumy. Ernie Watts nie zapominał o własnych płytach. Znaczące w jego dyskografii są te wydane przez japońską wytwórnię JVC Music: „Unity" i „Classic Moods" z lat 90. Na okładce tej pierwszej sportretował się ze swoim ulubionym instrumentem - czarnym saksofonem tenorowym firmy Julius Keilwerth.

W 2000 r. założył własną wytwórnię Flying Dolphin Records. Wydany w niej album „Analog Man" zdobył Independent Music Award 2008 w kategorii najlepszego albumu jazzowego. Jest dobrym duchem nagrań studyjnych. Jego saksofon słychać na płycie „Dedicated To You" Kurta Ellinga, która zdobyła nagrodę Grammy.

Swoją grę traktuje jak podróż. - Widzę muzykę jako wspólną więź łączącą ludzi w pokoju i harmonii. Wszystko ma swoją wibrację, a energia mojej muzyki wpływa na poczucie wspólnoty. Wierzę, że to Bóg śpiewa przeze mnie emanując dobrą energię - mówi Watts.

Taka muzyka może wywołać tylko pozytywne reakcje publiczności na Rynku Starego Miasta. Początek sobotniego koncertu o 19:00.

Kto lubi łagodne brzmienie saksofonu i jazz głównego nurtu nie może przegapić występu dwukrotnego zdobywcy nagrody Grammy Erniego Wattsa. Saksofonista wystąpi ze swoim europejskim kwartetem grając standardy i własne kompozycje. Wcześniej słyszeliśmy go m.in. z grupą Charliego Hadena Quartet West.

To z Hadenem zdobył światowy rozgłos, choć w USA był cenionym sidemanem już dużo wcześniej. Razem nagrali urokliwe albumy: „Always Say Goodbye" powstały z miłości obu gentelmanów do starych amerykańskich filmów kryminalnych i „The Art of the Song" w hołdzie nieśmiertelnym piosenkom i wspaniałym interpretacjom Shirley Horn i Billa Hendersona.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem