Owacje na stojąco były podziękowaniem za wieczór jego własnych kompozycji, tradycyjnych melodii żydowskich i latynoskich tematów. Avishai Cohen szarpał struny z niespotykaną wirtuozerią, zagrzewał swoich młodych muzyków do ciekawszych improwizacji, a nawet śpiewał piosenki.
Przyznam, że nie jestem fanem jego wokalnych popisów. Kiedy zaczynał wielką karierę u boku pianisty Chicka Corei, był po prostu znakomitym jazzowym improwizatorem. Nawet na początku działalności jego autorskiego tria, dominował jazzowy repertuar. Obok jego melodyjnych kompozycji pojawiały się standardy. Kiedy przyjechał pierwszy raz do Polski w jego repertuarze pojawiły się już tradycyjne tematy żydowskie, niektóre także śpiewał. Ma ciekawy, miły dla ucha głos, ale co przystoi Esperanzie Spalding, Cohenowi na sucho nie ujdzie. Wolę, kiedy śpiewa i tańczy jego kontrabas. Bo kiedy Avishai Cohen wpada w ekstazę, traktuje swój instrument, jak partnerkę w zmysłowym tańcu.
W programie czwartkowego występu w Klubie Palladium znalazły się przede wszystkim utwory z jego dwóch ostatnich albumów: „Seven Seas" i „Duende". Właśnie w tytułowym „Seven Seas" pokazał kunszt wybitnego improwizatora, dla którego kontrabas nie stanowi żadnych tajników. Wydobywał z niego dźwięki subtelne i ekspresyjne, w finale niemal zatracił się w wirtuozerii szarpania strun. Uderzeniami w pudło wspomagał rytmiczną podstawę kompozycji. Zaskoczeniem była interpretacja popularnej libańskiej piosenki. - Jesteśmy sąsiadami, politycznie jesteśmy odlegli od siebie, ale uwielbiam ich muzykę - podkreślił Cohen. I zagrał z taką werwą, jakby chciał przełamać zapory pomiędzy narodami Bliskiego Wschodu.
- Specjalnie dla was zagramy nowe tematy. Jeśli się spodobają, nagramy je kiedyś - zapowiedział. Kolejna łatwo wpadająca w ucho melodia, do pisania których Avishai Cohen ma szczególne zdolności, przypadła do gustu słuchaczom i usłyszał na koniec: - Możecie ją nagrać! „Dziękuję", odpowiedział po polsku. Po hebrajsku zaśpiewał starą pieśń „z czasów Mozarta", jak zażartował. Przy okazji przypomniał, że jego dziadkowie ze strony ojca pochodzą z Polski, co nagrodzono brawami.
Kiedy publiczność wywołała trio na bis, Cohen zapytał o specjalne życzenia. Wygrała nastrojowa ballada „Remembering". - Jutro lecimy do Szwajcarii, ale chyba powinniśmy tu zostać - tłumaczył się wychodząc na kolejny bis. - W takim razie zatańczmy - rzucił i zaintonował ekspresyjny latynoski temat. Rozkołysana publiczność w tym samym rytmie opuszczała z żalem salę Klubu Palladium. Oblężone było stoisko z płytami Avishaia Cohena, w tym także tymi, które ukazały się tylko w Izraelu.