Co musi mieć w sobie film, żebyś chciał do niego napisać muzykę, i jak bardzo zły musi być, żebyś nie chciał?
Ważną częścią tej układanki jest ustanowienie terminu ukończenia pracy. Jeżeli film nie jest zły i zdążę zrobić muzykę na czas – przyjmuję zamówienie. Szczerze mówiąc, nie bardzo znam się na kinie, ale jeżeli już zdecyduję się pisać do filmu, z całych sił wzbudzam w sobie wiarę w to, że jest dobry. Bez niej nie dałbym rady.
Czym przekonało cię „W sypialni"?
Przede wszystkim świetną kreacją Katarzyny Herman i ogólnym wrażeniem niedopowiedzenia oraz ciągłej tajemnicy. Lubię taki klimat. Muzyka miała ten nastrój pogłębiać?
Wrażenie jakiegoś niedookreślonego niepokoju udało mi się podkreślić poprzez przeprowadzenie dwóch równoległych partii fortepianu, które są między sobą rozstrojone o ćwierć tonu. Już od dawna chodził mi po głowie taki pomysł i nareszcie nadarzyła się okazja.