Momentem przełomowym był występ w Irlandii, kiedy ku zaskoczeniu nie tylko widzów, ale i kolegów z zespołu wyszedł na scenę w masce lisicy, ubrany w sukienkę, nawiązując do głównego motywu albumu „Foxtrot” (1972). Phil Collins był zły, bo wszystkie prasowe relacje skupiły się nie na muzyce, lecz na przebraniu wokalisty. Nie kryje jednak, że dzięki temu honoraria powiększyły się o jedno zero i rozpoczęła się błyskawiczna kariera zespołu.
Progresywny rock był dla Gabriela pretekstem do scenicznej opowieści. Wokalista tworzył niesamowity muzyczny teatr. Przywdziewał maski, zmieniał kostiumy. Potrafił dla mocnego efektu zgolić nawet włosy lub zaskoczyć niesamowitą fryzurą. Wizyjne, psychodeliczne, oparte na logice snu, teksty z czasem wykreowały galerię postaci i zapełniały muzyczny świat fanów Genesis, w którym Gabriel był magiem, narratorem i bohaterem.
Gabriel postawił też na efekty świetlne. Bywało, że sam operował reflektorem, kierując go na kolegów lub fanów, co podnosiło temperaturę widowiska. Używał też materiałów fluorescencyjnych, równie efektownych w latach 70. jak lasery dwie dekady później. Połyskliwe były też makijaże. Na tle pozostałych kolegów rodził się muzyczny monodram, teatr jednego aktora. Nowa rola pochłaniała Gabriela coraz bardziej. Ale tworząc wszystkie teksty na legendarny album „The Lamb Lies Down on Broadway” (1974), jednocześnie wywołał konflikt w zespole, którego wynikiem stała się solowa kariera. Odejściu z zespołu poświęcił pierwszy solowy przebój „Solsbury Hill”.
Taniec pod kopułą
Nareszcie miał wolną rękę w komponowaniu scenicznych obrazów i zapraszał do kreowania muzycznych widowisk najlepszych dekoratorów. Scenografia współgrała z tematyką i dramaturgią albumów. Kto nie widział inscenizacji „Downside Up” na własne oczy, może nie uwierzyć. Wokalista postanowił zrealizować ideę występu „do góry nogami” – dosłownie. Okrągła metalowa konstrukcja zawieszona nad kopułą hali opuszczała się powoli, a on, nie przerywając śpiewu, unosił się w powietrze i po wykonaniu efektownego salta sunął stopami po sklepieniu sceny.
Unosząc się coraz wyżej z głową zwieszoną tuż ponad plecami muzyków, wykonywał finał piosenki z radością artysty, któremu jeszcze raz udało się pokonać granice nieprzekraczalnego w sztuce, w życiu. Chwilę potem, już oswobodzony z zabezpieczających lin, wcielał się w uczestnika telewizyjnego spektaklu z piosenki „The Barry Williams Show”. Ruchoma kopuła estrady zmieniała się wtedy w otoczony barierkami ring, po którym Gabriel poruszał się za statywem kamery. Z mikrofonem przypiętym tuż przy ustach nawoływał publiczność do udziału w transmisji na żywo, wielkiej parodii reality show.
Jako pierwszy rockowy artysta w pełni wykorzystał komputer. Nagrywając album „Us” (1992), nie chciał dawać fanom wyłącznie albumu z piosenkami, tekstami i zdjęciami. Poprosił znanych twórców wideo-artu, by na osobnej płycie CD-R przygotowali interaktywne wizualizacje do każdej z kompozycji. Jako jeden z pierwszych promował sprzedaż muzyki poza tradycyjnymi sklepami w nowym, internetowym formacie. Stworzył w tym celu serwis On Demand Distribution (OD2), który za 60 mln dolarów odkupiła potem Nokia.