Kto znał ją lepiej z wcześniejszych, popularnych albumów jak „The Look of Love" czy „From This Moment On" czy pamiętał z poprzednich występów w Polsce, musiał zauważyć zmianę brzmienia zespołu i stylu gry artystki.
Diana Krall nie jest już tylko jazzową wokalistką akompaniującą sobie na fortepianie z towarzyszeniem tria. Za sprawą T Bone Burnette'a, producenta najnowszej płyty „Glad Rag Doll", kanadyjska artystka poszerzyła zainteresowania podkreślając cechy wspólne swingu, ragtime'u, bluesa, country i rock and rolla. W jej zespole jest gitarzysta z rockowym zacięciem, drugi gitarzysta gra także na skrzypcach, a dynamiczny perkusista z podobaniem używa stopy i wielkiego bębna nadając muzyce wodewilowy charakter. W Sali Kongresowej ten efekt był mocniejszy niż na płycie, wręcz dominujący, co zagłuszało momentami resztę zespołu. Nie przeszkodziło jednak, by delektować się zmysłowymi interpretacjami wokalistki i tak wielbioną chrypką w jej głosie.
Na styl wokalistki ma wpływ także repertuar z lat 20. i 30. Sięgnęła po proste melodie, którym, jak zawsze, nadała własny rys. Koncert w Sali Kongresowej rozpoczął instrumentalny wstęp z wyświetlanym na ekranie z tyłu sceny filmem, w którym aktor Steve Buscemi wcielił się w rolę prezentera teatru wodewilowego Ziegfeld Follies. Repertuar tej sceny i zdjęcia pięknych dziewcząt w negliżu zainspirowały Dianę Krall do nagrania płyty, jak i sesji fotograficznej. By rozwiać wątpliwości, w czasie koncertu podkreśliła: - Nigdy nie fotografowałam się w bieliźnie.
Diana Krall zagra również w czwartek Gdyni i w piątek we Wrocławiu w ramach Ethno Jazz Festival