Ta inscenizacja jest koprodukcją belgijskiego teatru oraz warszawskiej Opery Narodowej. Jako pierwsi obejrzeli „Manon Lescaut" widzowie polscy w październiku ub. roku.
– Uważam, że w Warszawie poniosłem pewnego rodzaju fiasko. Byłem bardzo niezadowolony z tamtej realizacji; jako całość spektakl był pęknięty – przyznał w Brukseli Mariusz Treliński. Twierdzi też, że przygotowując brukselską premierę wyciągnął wnioski z niedociągnięć. Inaczej poprowadził niektóre postaci, np. diabolicznego brata tytułowej bohaterki, wprowadził też konwencję „teatru w teatrze". Dzięki temu efekt sceniczny powinien być dużo lepszy.
Przystępując do pracy w La Monnaie Mariusz Treliński zmienił wspomagającego go dramaturga. W Warszawie był to Piotr Gruszczyński, obecnie nad inscenizacją pracował Krystian Lada, młody polski artysta mieszkający w Amsterdamie, a działający głównie w Holandii i Niemczech. Jest twórcą, który porusza się na pograniczu teatru, sztuk wizualnych i muzyki. Inna też jest obsada „Manon Lescaut" w Brukseli, a Boris Kudlička dokonał zmian w swojej scenografii.
Tą premierą Mariusz Treliński debiutuje w Theatre La Monnaie, uważanym za jedną z najważniejszych operowych scen Europy. Od ponad trzech dekad Bruksela słynie z nowoczesnych, nierzadko kontrowersyjnych inscenizacji.
– „Manon Lescaut" to jedno z najważniejszych wydarzeń naszego obecnego sezonu – podkreśla dyrektor La Monnaie, Peter de Caluwe. – Wybraliśmy bowiem opery o kobiety nieszczęśliwe, zmagające si z losem. Była już „Lulu", potem „Traviata", „Manon Lescaut" uzupełnia tę galerię postaci.