Rz: To prawda, że
początkowo miało być rosyjskim westernem?
Aktualizacja: 07.01.2014 01:32 Publikacja: 06.01.2014 20:10
"Długie i szczęśliwe życie"
Foto: ART HOUSE
Rz: To prawda, że
początkowo miało być rosyjskim westernem?
Borys Chlebnikow:
Tak, obejrzałem „W samo południe" Freda Zinnemanna i pomyślałem: „Dlaczego by nie zrobić rosyjskiej wersji tego filmu?" Facet idący samotnie przez opustoszałą wieś, opuszczony przez wszystkich, w pojedynkę stawiający czoła wrogom... Taki obrazek pobudza wyobraźnię. Mój stały współscenarzysta Aleksander Rodionow podchwycił ten pomysł. Razem wyprawiliśmy się na rosyjską wieś. Spędziliśmy w podróży około dwóch miesięcy, rozmawialiśmy z rolnikami, którzy opowiadali nam o swoim życiu i swoich dramatach. No i okazało się, że z westernu nici. Nasz pomysł legł w gruzach, wszystko podryfowało w zupełnie innym kierunku.
Borys Chlebnikow - sylwetka reżysera
Koncepcja jedynego sprawiedliwego nie sprawdziła się?
Rosja nie jest krajem dla kowbojów. W westernach jest wyraźny podział na dobro i zło. My zetknęliśmy się ze światem, w którym wszystko miesza się jak w tyglu. Nic nie jest czarno-białe, dominują różne odcienie szarości. Rosjanie nikomu dzisiaj nie wierzą. Nie ufają rządowi, organom bezpieczeństwa, policji. Nasz świat jest rozchwiany. Nie mamy wyrazistych kompasów moralnych i autorytetów, nie mamy już nawet jasno ustawionej hierarchii wartości. To jeden z powodów, dla których bardzo trudno znaleźć tę potrzebną w westernie biel — pozytywnego, nieskalanego i bezkompromisowego bohatera. Rosyjscy kowboje nie odjeżdżają dumnie w prerię, w nieznane. Spalają się. Przychodzi moment, gdy wylewa się z nich gorycz, wybuchają bunt, gniew, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Wtedy mogą stać się nieobliczalni jak Sasza z „Długiego i szczęśliwgo życia".
Bohaterem pana filmu jest też przyroda. Surowa, bezlitosna.
Najpierw chcieliśmy robić zdjęcia gdzieś w środkowej Rosji, ale potem postanowiliśmy poszukać bardziej wyrazistych krajobrazów. W okolicach Murmańska, w północno-zachodniej Rosji, znaleźliśmy dziką, nieokiełznaną krainę. Pracowaliśmy w małej wiosce Umbra. Tam, 2 tysiące kilometrów od Moskwy, znaleźliśmy opuszczone, zarośnięte krzakami gospodarstwa. Nie musieliśmy budować dekoracji. Wśród takiej surowej natury szczególnie ważna staje ludzka solidarność.
A tymczasem pan zrobił film o zdradzie. Sasza chce walczyć ze skorumpowaną władzą i poświęcić się dla ludzi ze wsi, ale to właśnie przez nich zostaje opuszczony.
Kiedy mój operator Paweł Kostomarow po raz pierwszy obejrzał podmontowane materiały, powiedział mi: „Chciałeś na początku zrobić western, a nakręciliśmy film samurajski". I coś w tym jest. To w japońskich dramatach pojawia się często motyw zdrady, szaleństwa, zemsty.
W rosyjskim kinie jest dziś cała fala filmów pokazujących rozkład, degrengoladę moralną i zbrodnie, jakie zdarzają się na prowincji. Te obrazy, które oglądamy w filmach pana czy Sergieja Łoźnicy nie są drastycznie przerysowane?
W Rosji można znaleźć zamożną prowincję, ale wciąż więcej jest wsi umierających, których mieszkańcy nie mają pracy i nie są w stanie godnie żyć. Starzy ludzie wegetują tam poniżej granicy nędzy, młodsi starają się uciec i zaczepić w mieście. Ta bieda jest szczególnie widoczna i dotkliwa w czasach, w których elita finansowa społeczeństwa żyje w ogromnym bogactwie. Mówi pani: „degrengolada moralna". Nędza rodzi brak hamulców, zmienia perspektywę. Zwłaszcza w sytuacji, gdy runęły stare zasady, a te nowe pogłębiają nierówności. Ludzi, którzy nie są w stanie złapać wiatru w żagle, spychają w kompletną otchłań.
Sergiej Łoźnica, Aleksiej Popogrebski, Aleksiej German Junior, Kirył Sieriebriennikow, Iwan Wyrypajew, pan... Czujecie się grupą, która odświeżyła rosyjskie kino?
„Grupy" tworzą się po wielkich wydarzeniach i wstrząsach historycznych, gdy ludzi łączy ta sama idea. Polska szkoła filmowa powstała na przełomie lat 50. i 60., gdy wasz kraj rozliczał się z wojną i nową władzą. W Rosji kino wybuchło po śmierci Stalina. My lubimy się i spotykamy, ale każdy z nas jest inny.
Łączy was gorzka refleksja na temat społeczeństwa, które nie potrafiło wyzbyć się komunistycznej mentalności i w nowych czasach zagubiło się.
Takie jest nasze generacyjne doświadczenie. Nie zamykamy się w wieżach z kości słoniowej, żyjemy wśród ludzi, z otwartymi oczami. A jednak uparcie twierdzę, że to za mało, żeby stworzyć szkołę. Mamy czasy atomizacji.
W waszych filmach nie ma nadziei. Z „Długiego i szczęśliwego życia" też widz wychodzi całkowicie zgruchowany.
Nie zgadzam się z panią. To prawda, że mój bohater przegrywa. Ale ważne jest to, że walczy do końca, że buntuje się i chce zmieniać świat.
Borys Chlebnikow
Rocznik 1972. Jeden z tych reżyserów, którzy ostatnio tchnęli życie w rosyjskie kino. Urodził się w Moskwie. Studiował biologię, potem scenariopisarstwo i krytykę filmową w moskiewskiej szkole filmowej. Zadebiutował razem z Aleksiejem Popogrebskim filmem „Koktebel" (1994). „Długie i szczęśliwe życie" jest zamknięciem jego trylogii o nieuchronności losu, na którą złożyły się też: „Dryfowanie" (2006) oraz „Zwariowana pomoc" (2009).
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Rok 2025 był czasem poszukiwania ciekawych narracji i bohaterów, przyciągających do muzeów i galerii publiczność...
Tak wielu zmian personalnych w instytucjach kultury nie było od lat. Miały wreszcie zacząć obowiązywać jasne, ko...
Do „Rzeczpospolitej” zgłasza się coraz więcej artystów, uskarżających się na konkurs Krajowego Planu Odbudowy w...
Po raz pierwszy zwyciężczynią najbardziej prestiżowej brytyjskiej nagrody w sztuce współczesnej została artystka...
„Lato, które zmieniło wszystko. Festiwal 1955” to wielowarstwowa wystawa w Muzeum Warszawy, ucząca krytycznego s...
W świecie, w którym coraz częściej liczy się wygoda, szybkość i realne korzyści z codziennych wyborów, programy lojalnościowe zyskują na znaczeniu.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas