Niespełna czterdziestominutowy dokument Malcolma Clarke'a przedstawia historię Alice Herz-Sommer, która zmarła w lutym tego roku, w wieku 110 lat. Tuż przed odbywającą się na początku marca ceremonią wręczenia Oscarów. Odbierając statuetkę reżyser podkreślił, jak wspaniałą osobą była bohaterka jego filmu. Dla niego to już druga nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej, pierwszą otrzymał za film „You Don't Have to Die".
Tym razem nakręcił wzruszający film o mądrej kobiecie, która odkryła tajemnicę długowieczności. Dokument zrealizował w sposób klasyczny, bez wizualnych fajerwerków. Nie było takiej potrzeby, ponieważ najważniejsza jest w nim historia Alice Herz-Sommer. Widz zaproszony jest w odwiedziny do „Pani spod szóstki", by przy herbacie posłuchać o tym co w życiu ważne.
Doświadczona przez los kobieta - była uważana za najstarszą osobę, która przeżyła Holokaust - nie obraziła się na świat, kochała go i ludzi. – „Wszędzie można odnaleźć dobro, tylko trzeba umieć szukać" – mówiła. Potrafiła odkryć je nawet w niemieckich żołnierzach, opanowujących w 1938 r. Pragę, w której się urodziła. Pochodziła z dobrego, inteligenckiego domu. Przyjacielem jej matki był Franz Kafka. Od dziecka lubiła chodzić na koncerty, a odkąd nauczyła się grać na fortepianie, robiła to nieustannie. Grała codziennie w czasie wojny i jako staruszka, aż do śmierci. Była cenioną pianistką, zarówno przez krytyków, jak i przechodniów, którzy przystawali pod jej londyńskim mieszkaniem by posłuchać płynących przez otwarte okno dźwięków.
Muzyka była największą miłością jej życia, czymś czego nikt nie mógł jej odebrać. Kochała swego męża biznesmena i muzyka-amatora Leopolda Sommera, ale już w dniu ślubu oznajmiła mu, że gdyby któregoś dnia chciał odejść z inną kobietą mogą pozostać przyjaciółmi. Uwielbiała swego syna Rafała, znanego wirtuoza wiolonczeli, ale gdy umarł, potrafiła cieszyć się tym, że nie cierpiał przed śmiercią. Wszystko w życiu przemija, muzyka pozwala patrzeć na to z dystansem.
Muzyka uratowała jej życie w czasie wojny. Trafiła do obozu koncentracyjnego Theresienstadt, gdzie zaangażowana do działającego tam zespołu zagrała ponad 100 koncertów. – Skoro tu można grać, to nie jest aż tak bardzo źle – mówiła.