Spektakl zna już polska publiczność, premiera „Romea i Julii" w choreografii Krzysztofa Pastora odbyła się w marcu tego roku w Operze Narodowej. Od początku przedstawienie powstawało w koprodukcji ze słynnym zespołem z Chicago, gdzie po raz pierwszy pokazano je niespełna dwa miesiące po Warszawie.
Opinie amerykańskich krytyków są bardziej entuzjastyczne od polskich. Właściwie można by było poprzestać na jednym cytacie: „Od czasu „West Side Story" Jerome Robbinsa nikt tej historii szekspirowskich kochanków oraz obłędu skłóconego społeczeństwa nie pokazał w sposób tak świeży, żywy i pełen nielukrowanej prawdy" – napisała Heddy Weiss z „Chicago Sun–Times". Każdy, kto wie, jaką pozycję w kulturze amerykańskiej zajmuje inspirowany Szekspirem musical Bernsteina „West Side Story" oraz jego legendarna wersja filmowa Robbinsa z 1961 roku, doceni wagę tego stwierdzenia.
W Chicago bardzo spodobał się pomysł Krzysztofa Pastora, który szekspirowskich bohaterów przeniósł z renesansowej Werony do XX-wiecznych Włoch. W spektaklu odwołał się do filmowego neorealizmu Vittoria de Siki, do czasów „dolce vita", ale i do faszystowskiej dyktatury Mussoliniego. Lawrence Bommer ze „Stage and Cinema" uważa, że w ten sposób Krzysztof Pastor dał wreszcie możliwość Sergiuszowi Prokofiewowi wyrażenia protestu wobec dyktatury Stalina, czego nie mógł uczynić w 1940 r. komponując balet „Romeo i Julia".
Amerykańska prasa doceniała nie tylko społeczne i polityczne konteksty spektaklu Krzysztofa Pastora, ale i jego język choreograficzny. „Krzysztof Pastor dał piękną, pełną namiętności interpretacji „Romea i Julii" Szekspira – napisała Anna Dorn. – Kiedy słyszymy słowa: namiętność, pasja, myślimy zazwyczaj o doświadczeniach romantycznych lub seksualnych. Tymczasem ich źródło pochodzi od łacińskiego czasownika: cierpieć. I do tego znaczenia odwołuje się Joffrey Ballet w historii rodów, które walcząc ze sobą niosą śmierć". Bardzo podobały się sceny zbiorowe: dynamiczne, ostre i przejmujące, uznana za punkt kulminacyjny spektaklu walka Merkucja z Tybaltem, a także monochromatyczna scenografia Tatyany van Walsum.