Rz: Skąd wziął się pomysł na sesję fotograficzną w czarnych garniturach, tak jakby nie premiera nowej płyty „DaDaDam" się szykowała, tylko jakiś pogrzeb?
Grzegorz Markowski:
O, widać, że wybór był trafny, bo media zaintrygował! A mówiąc serio, jest stereotyp rock'n'rollowca obdartusa, w podartych dżinsach i wyciągniętych T-shirtach. Przebraliśmy się, bo, tak jak mówił świętej pamięci Czesław Niemen, rodzimy się nadzy, a potem tworzymy sobie różne kreacje. Sprawdziły się, bo gramy też koncerty symfoniczne. Ubieramy się elegancko i od razu zmieniają się wtedy maniery, język. Forma zobowiązuje — wszystko idzie ku lepszemu.
Spytałem o te czarne uniformy, bo w pięknej, otwierającej album balladzie „Wszystko ma swój czas" śpiewa pan: „Jakbym odszedł kiedyś stąd/ Nie obrażaj się na śmierć". Te słowa napisał Jacek Cygan. Ale w dwóch pana piosenkach do słów Bogdana Loebla też pojawia się temat przemijania, odchodzenia.
Nie inspirowałem kolegów autorów, żeby pisali na konkretny temat. Może to jest kwestia nostalgii, która przychodzi w pewnym okresie życia? Bogdan Loebl generalnie jest twórcą nostalgicznym, rozliczeniowym, lubiącym podsumować życie, swoją drogę i dzieła. Taki jest blues. Jeśli chodzi o mnie, goliłem się dziś, widziałem swoją twarz w lustrze. Może i nie byłem zachwycony wyglądem. Śpiewając o tym, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym, myślałem, kiedy ma to nastąpić, ale jeszcze nie teraz. Zresztą o urodę Perfectu już się nie martwię. Nie ma o co – minęła. Natomiast kondycja zespołu jest dobra. Wiele możliwości życiowych się kurczy, ale apetyt na muzykę wciąż mamy.