Rz: Podobno przymierzał się pan do ekranizacji powieści Heinricha von Kleista już 25 lat temu.
Arnaud des Pallières:
Tak, ale wtedy nie umiałem jeszcze tego filmu zrobić. Jako reżyser i jako człowiek. Byłem zbyt młody, miałem za duży szacunek dla literatury. Zdawałem też sobie sprawę, że nie jestem germanistą, specjalistą od Kleista. A jego powieść była ważna dla kultury europejskiej, ale też głęboko zakorzeniona w niemieckiej obyczajowości, polityce. Nie czułem się na siłach, by taką historię zekranizować. Dopiero teraz zrozumiałem, że mam prawo potraktować tę historię jak opowieść o losie człowieka. Zadać pytania: „Czym jest ludzka godność?". „Czym jest niesprawiedliwość?". I przez tę furtkę wszedłem do tej wielkiej literatury.
Przeniósł pan jednak akcję z Niemiec do Francji.
Lepiej znam i rozumiem własną kulturę. Ale zależało mi na tym, żeby pokazać stosunki katolików i protestantów, dlatego postanowiłem pracować w południowej Francji, w krajobrazach Sewennów, gdzie do XVI wieku zgodnie współistnieli wyznawcy obu tych religii.