Gdyby porównać frekwencję podczas niedzielnego występu hiphopowego duetu Outkast, z sobotnim Florence & The Machine, to wynik byłby zdecydowanie lepszy dla płomiennowłosej piosenkarki. Kiedy Andre 3000 i Big Boi wchodzili na scenę na płycie stadionu wiało pustką. Raperzy to jednak profesjonaliści i zaczęli grać tak, jakby stadion był wypełniony pod górne jaskółki.
Ich koncert był starannie wyreżyserowanym show, jednym z ponad 40 na trasie Outkast pod tytułem „Extravaganza Tour", ze scenografią, której główny punkt stanowiła sześcienna komnata na środku sceny, z której wyłonili się muzycy. W tle błyskały lasery i wizualizacje.
Raperów wspomagały dwie chórzystki i żywa perkusja, nie wspominając już o konsoli didżejskiej. Jednak od razu dawała się we znaki specyficzna akustyka stadionu. Dźwięk rozchodził się po trybunach i odbijał pogłosem, przez co można było odnieść wrażenie stojąc na płycie stadionu, że gdzieś z tyłu przez cały czas toczy się piłkarski mecz. Piątkowy występ Snoop Dogga na drugiej scenie pod gołym niebem wypadł dużo lepiej pod względem nagłośnienia.
Outkast zaczął koncert dynamicznym „Bombs Over Baghdad". Później wybrzmiał kolejny utwór z płyty „Stankonia" z 2000 roku - „Gasoline Dreams". Powoli powiększająca się publiczność rozluźniła się dopiero przy dźwiękach „ATLiens" z 1996 roku. Z każdym utworem napływało coraz więcej ludzi tak, że w szczytowym momencie występu był całkiem pokaźny tłum.