Dany Boon - rozmowa

Dany Boon - słynny komik opowiada Barbarze Hollender o dzieciństwie, śmiechu i radościach życia.

Publikacja: 08.07.2014 18:37

Przychodzi facet do lekarza

Przychodzi facet do lekarza

Foto: Monolith films

Pana komedie podbiły francuski rynek. „Jeszcze dalej niż północ" obejrzało 20 mln pana rodaków, to był największy sukces w historii francuskiego kina. Teraz świetne wyniki ma „Przychodzi facet do lekarza". Zastanawiał się pan nad tym fenomenem?

Sylwetka - Dany Boon aktor, reżyser


Dany Boon: Szczerze? Nie. Ale myślę, że komedie omyłek, takie jak „Przychodzi facet...", zawsze znajdują widzów. To zresztą nie jest film wyłącznie o hipochondryku, chciałem powiedzieć coś o naszych narodowych fobiach. Podobnie jak w „Jeszcze dalej niż północ", gdzie próbowałem obalić kilka stereotypów na temat mieszkańców północy Francji. A poza tym moi bohaterowie są sympatycznymi ludźmi, dobrze nastawionymi do świata. Bardzo zwyczajnymi, bo ja też jestem zwyczajny. Film „Jeszcze dalej niż północ" to mój powrót do dzieciństwa: Philippe był naczelnikiem poczty, bo matka marzyła o takiej karierze dla mnie.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że został pan aktorem dla niej.

Bo tak było. Mama miała ?17 lat, gdy zaszła w ciążę z 34-letnim Francuzem z północnej Afryki. Dziadek wyrzucił ją z domu i nie chciał jej widzieć do końca życia. Miałem pięć lat, gdy pojechaliśmy na ślub jej brata. Rodzina nie pozwoliła jej nawet wejść do kościoła. Mama płakała. Często była smutna. Jako dziecko zacząłem się wygłupiać, żeby ją rozśmieszyć, i czasem mi się to udawało. To wtedy nauczyłem się żartować nawet z dramatycznych sytuacji. Dziś robię to samo. Siadam przed komputerem i wyobrażam sobie jakiś dramat. A potem zastanawiam się: „Jaka jest jego śmieszniejsza strona?". Jeśli nie mogę niczego wymyślić, biorę prysznic albo idę na rower. I zawsze coś przychodzi mi do głowy.

Potrafi pan znaleźć zabawną stronę każdej sytuacji?

Oczywiście.

Naprawdę?

Nie. Naprawdę to nie. Ale się staram. Bo śmiech pozwala rozładować napięcie. O, taka historia: kilka lat temu zmarł jeden z moich najlepszych przyjaciół. Rodzina poprosiła, żebym porozmawiał z księdzem, który miał odprawić mszę i wygłosić mowę pogrzebową. Poszedłem więc do niego i chciałem mu coś opowiedzieć o Terrym. Ale on mnie odprawił: „Nie martw się, ja też go znałem". W dniu pogrzebu spojrzałem przez jego ramię na kartkę, którą trzymał w rękach. To było ksero pokryte grubą warstwą korektora w miejscach, gdzie powinno się pojawić imię zmarłego. Tym razem na tych białych paskach było wpisane „Terry". W jednym miejscu jednak ksiądz zapomniał zastąpić imię i nagle usłyszeliśmy. „Droga Susanne, tak bardzo będziemy za tobą tęsknić". No i co? Można się było potwornie zdenerwować albo zacząć się śmiać. Może śmiech był w tym przypadku zdrowszy?

Podobno lubił pan zawsze podpatrywać zwyczajne życie, podsłuchiwać rozmowy ludzi w metrze, w restauracji. Jako gwiazda nie może pan już chyba tego robić?

We Francji rzeczywiście nie udaje mi się usiąść niepostrzeżenie w kawiarni, bo zaraz ktoś podchodzi i prosi o autograf. Ale to też ma dobre strony, bo mogę sobie pogadać z nieznajomymi. Pytam: Kim jesteś? Co robisz? Opowiedz mi coś o swoim życiu. Przygodni rozmówcy powierzają mi czasem swoje sekrety, bo znają moją twarz i traktują mnie jak starego kumpla. Staram się, by popularność nie odcięła mnie od świata.

Odbył pan w życiu długą drogę: zaczynał pan jako chłopiec występujący na ulicy, dziś jest pan gwiazdą i najlepiej opłacanym aktorem francuskim.

Przyzna pani, że to dobry kierunek? Gorzej byłoby odwrotnie – zacząć jako gwiazda, a skończyć na ulicy. Najbardziej jednak mnie cieszy, że stale mam w sobie tyle samo pokory, co tamten kilkulatek. A o pieniądzach nie znoszę mówić. Nie cierpię rankingów zarobków drukowanych przez gazety. To jakaś okropna moda ostatniego czasu. Louis de Funès mieszkał w zamku, a nikt go nie pytał, ile zarabia. Powiem więc tylko tyle: cieszę się, że mogłem kupić matce dom w północnej Francji.

Dziś dzieli pan czas między Paryż i Los Angeles. Gdzie czuje się pan najlepiej?

Kocham Los Angeles, to fantastyczne miejsce. Nauczyłem się angielskiego, mam amerykańskiego agenta, firmę producencką, współpracuję z wielkimi studiami hollywoodzkimi, niedługo będę tam reżyserował film dla Foxa. Nie wyobrażam sobie jednak życia bez Europy. I bez zapachu dzieciństwa. Bo jak już się trochę pogrzeję w kalifornijskim słońcu, to bardzo tęsknię za wietrzną i chłodną pogodą północnej Francji.

Co pan mówi o życiu swoim dzieciom?

Że sukces to nie blichtr i celebryctwo, tylko ciężka praca. Że trzeba zachować w sobie marzenia. Że warto się dzielić radością z innymi.

A co panu przynosi radość?

Kiedy przyleciałem do Polski i wszedłem do warszawskiego kina, usłyszałem, jak ludzie się śmieją na moim filmie. Byłem po długiej podróży, ale natychmiast opadło ze mnie całe zmęczenie. Poczułem się szczęśliwy. Bo śmiech widzów to największa radość i nagroda za pracę włożoną w film.

Sylwetka

Dany Boon aktor, reżyser

Urodził się 26 czerwca 1966 r. w Armentieres w północnej Francji. Jako nastolatek zarabiał rysowaniem i występami ulicznymi. Potem zabawiał klientów paryskich kawiarni, a w 1994 r. odniósł sukces w teatrze spektaklem „Dany Boon Fou?". Od 1995 r. występuje w filmach, zagrał m.in. w obrazie „Bazyl. Człowiek z kulą w głowie" Jeuneta. Sławę przyniosły mu komedie „Wymarzony domek", „Jeszcze dalej niż Północ", „Nic do oclenia". Boon ma pięcioro dzieci.

Pana komedie podbiły francuski rynek. „Jeszcze dalej niż północ" obejrzało 20 mln pana rodaków, to był największy sukces w historii francuskiego kina. Teraz świetne wyniki ma „Przychodzi facet do lekarza". Zastanawiał się pan nad tym fenomenem?

Sylwetka - Dany Boon aktor, reżyser

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla