Przeczucie nadciągającej niemiecko-sowieckiej totalitarnej katastrofy towarzyszyło mu już wcześniej. W marcu pisał do przyjaciela – filozofa Hansa Corneliusa „Katastrofa światowa przybliża się coraz bardziej. Czy się po niej odnajdziemy – jest wątpliwe". Depresyjne nastroje nękały go od lat, także z osobistych powodów, więc motyw samobójstwa przewijał się właściwie od dawna w jego listach i twórczości. Ale ostatecznie dopiero wobec historycznej Apokalipsy uznał, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Wybuch wojny musiał odebrać jako znak spełnienia czarnych scenariuszy – końca cywilizacji pod naporem totalitaryzmu, co było osią jego dramatów: „Jana Karola Macieja Wścieklicy" (1922), czy „Szewców" (1934).
Mimo że od śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza dzieli nas już niemal epoka, jego ekscentryczna osobowość, powikłane życie i wielowątkowa twórczość - pisarza, dramaturga, malarza, filozofa i krytyka - nie przestają fascynować i inspirować. Aby się o tym przekonać, wystarczy przejrzeć program międzynarodowej sesji naukowej „Witkacy 2014: Co jeszcze jest do odkrycia?" trwającej w Słupsku od 17 do 20 września. Uczestniczy w niej kilkudziesięciu witkacologów wszystkich generacji pod przewodnictwem największego autorytetu prof. Janusza Deglera. Ich badawcza inwencja wydaje się niewyczerpana.
Konferencja nie przypadkiem odbywa się w Słupsku. Miejscowe Muzeum Pomorza Środkowego ma najokazalszą kolekcję malarstwa i rysunków Witkacego liczącą ponad 260 prac reprezentujących wszystkie artystyczne etapy w jego sztuce od 1904 do 1939. Ale główny trzon stanowią portrety, wykonane w trakcie działania słynnej jednoosobowej Firmy Portretowej „S.I. Witkiewicz" (1925-39), którą artysta założył w poszukiwaniu źródła stałego dochody. Z okazji rocznicowej szczególną uwagę skupia wśród nich portret Heleny Białynickiej- Biruli z wpisaną osobliwą uwagą: „Na wystawę pośmiertną w 1955 roku" . Modelka, mimo chłopięcej urody, to z pewnością żona doktora Teodora Białynickiego-Biruli. W zakopiańskiej willi Olma doktorostwa Witkacy mieszkał przez pewien czas i wtedy wspólnie organizowali sławetne „orgie" i „popojki", czyli seanse malowania pod wpływem alkoholu, używek i narkotyków.
- To jedyny znany mi portret z taką adnotacją – mówi „Rz" Beata Zgodzińska , kustosz zbiorów. - Powstał w 1931 roku, lecz można go potraktować jako zapowiedź współczesnej popularności artysty. Witkacy tylko trochę się pomylił w dacie, bo pierwsza powojenna wystawa jego portretów z kolekcji Teodora Białynickiego-Biruli odbyła się w 1957 roku w Nowym Targu. Od tej pory jego sztukę prezentowano na kilkuset wystawach.