Wokalistka nie planowała pewnie albumu, który ma stanowić ciąg dalszy opowieści o polskiej kobiecie z przebojów „W domach z betonu nie ma wolnej miłości" czy „Kiedy będę starą kobietą".
– Treść nowych piosenek odzwierciedla moje życie i w prosty sposób opowiada o jego różnych aspektach – mówi „Rzeczpospolitej" wokalistka. – Niektóre mówią o mojej codzienności, inne stanowią reakcję na to, z czym trudno mi się pogodzić we współczesnym świecie, na przykład z tym, że „rządzi zło".
A jednak wspaniale brzmiące folkowo-akustyczne kompozycje w naturalny sposób stały się zapisem dzisiejszych kobiecych dylematów. Otwierająca album „Jestem niby hak" mówi o tym, że czasami trzeba się rozstać, a ze słabości rodzi się wielka siła. Jakubowicz śpiewa: „Nieważne gdzie i z kim, ale już nie z nim/ Wiara działa cuda, trzeba tylko chcieć /.../ Jestem niby hak, co w beton nie chce wejść/ Im mocniej we mnie walisz/ Tym mniej mam słabych miejsc/".
– W tej chwili kobiety częściej się decydują na wychodzenie ze związków, które nie są dla nich satysfakcjonujące – twierdzi Martyna Jakubowicz. – Nie jest to proste, ponieważ w naszej obyczajowości, bardzo patriarchalnej i konserwatywnej, często spotyka się to z dezaprobatą. Z mojego doświadczenia wynika, że czasami warto zaryzykować i zakończyć związek, który jest toksyczny i blokuje nasz rozwój. Trzeba też brać pod uwagę to, że mężczyzna nadużywa swojej dominującej pozycji. Doprowadza to do sytuacji, w której w najlepszym wypadku potrzeby kobiety są ignorowane, a w najgorszym dochodzi do przemocy fizycznej lub psychicznej ze strony mężczyzny. Jednocześnie częstym zjawiskiem jest też „ukryty matriarchat", gdy to kobieta jest stroną dominującą i narzucającą taki sposób funkcjonowania związku lub rodziny, który wydaje jej się najbardziej słuszny.
Na wsi, gdzie ostatnio mieszka wokalistka, schemat relacji z dominującą rolą mężczyzny jest bardzo widoczny.